Spis treści

Lato AD 1221

Sezon letni obejmuje miesiące: czerwiec, lipiec i sierpień.

Czerwiec 1221

Narada

W pierwszym tygodniu czerwca Magowie Alba Amnis urządzili naradę, by zastanowić się nad poczynaniami w letnich miesiącach roku. Prośba komesa o pomoc powodzianom musiała mieć swoją odpowiedź - był on przecież najbliższym sojusznikiem Zgromadzenia wśród okolicznej szlachty. Postanowili więc, że za kilka dni Magowie Bohumil i Dobromił, wraz z Borysem, Odomirem i Przecławem - udają się do Barda, by przedsięwziąć niezbędne kroki i wspomóc Sobiesława. Dobromił postanowił wykorzystać sytuację i wpłynąć na komesa, by ten oddał im pod opiekę bezdomnych wieśniaków, którym Nysa zabrała dobytek. Ambroż zalecał ostrożność, nie chciał zepsuć stosunków z kasztelanem.

Trudna sytuacja na Śląsku już była widoczna. Wiosenne i letnie deszcze zniszczyły zasiewy jarych zbóż na nizinach i w dolinach rzek. Przecław wieszczył zbliżające się widmo głodu zimą i na przednówku, zalecał więc gromadzenie zapasów. Jaromir postanowił to wykorzystać. Za zgodą Ambroża pobrał ze skarbca 8 000 denarów, by w Czechach korzystnie zakupić ziarno i nawiązać kontakty z tamtejszymi kupcami. Na wyprawę udał się z Dobromiłem i Mściwojem. Jednocześnie Przecław zalecił Tomiczkowi rozbudowę spichlerza, by pomieścić zakupione dobra. Jaromir planował zimą i wiosną przyszłego roku sprzedać zboże z dużym zyskiem znajomym handlarzom z Wrocławia.

Względem polityki Zakonu Hermesa - nadal postanowili kontynuować strategię unikania. Decyzja Stefanusa o posadowieniu zgromadzenia na ziemiach polskich stała w konflikcie z orzeczeniem wydanym na Wielkim Trybunale w 1063 roku, stwierdzającym wyłączne prawo Trybunału Nowogrodzkiego do zakładania nowych Zgromadzeń na ziemiach słowiańskich. Stawiało to Alba Amnis w niekorzystnej sytuacji. Fundatorem Zgromadzenia był Stefanus Eruditus, Mag należący w owym czasie do Trybunału Reńskiego. Ambroż studiując dokument donacyjny nie doszukał się jednak sugestii by to właśnie ten Trybunał dokonał inwestycji w Alba Amnis. Była to niejako prywatna inicjatywa Stefanusa. Póki co jednak nie zamierzali się wychylać. W pierwszej kolejności postanowili odwiedzić Łęczycę i tam zasięgnąć rady.

Bardo

Upewniwszy się, że wyprawa Jaromira do Czech została dostatecznie zaopatrzona, Ambroż w końcu odprawił dwóch konfratrów, Borysa, Przecława i Odomira 3 dnia czerwca. Po sutym śniadaniu (Dalegor postanowił najeść się na zapas) wyruszyli do Barda, by odpowiedzieć na wezwanie kasztelana. Pogoda sprzyjała, po wczorajszej burzy, choć drogi były rozmiękłe i wilgotne to dzień zapowiadał się upalnie. Do grodu dotarli wczesnym popołudniem.

Nysa wylała po obfitych deszczach tak, że aż część budynków podgrodzia zostało zalanych. Wzgórze i kasztel oczywiście nie ucierpiały, ale już z daleka widzieli tymczasowe szałasy postawione po zewnętrznej stronie fosy. W chwili ich przybycia poczet rycerski z jakąś osobistością wyjeżdżał akurat z kasztelanii. Przecław w rycerzu rozpoznał jednego z bliskich towarzyszy księcia - rycerza Dzierżko-Peregryna z możnego rodu z Małopolski.

Na podwórcu kasztelu ruch był jak nigdy dotąd. Czeladź Sobiesława rozdzielała strawę wśród licznej grupy potrzebujących wieśniaków - zapewne z zalanych wiosek. Pod drewnianym częstokołem w prowizorycznie zabezpieczonych szałasach również tłoczyli się ludzie, czy to kasztelana czy księcia - tego Magowie nie wiedzieli. Komes przyjął ich w swej komnacie, w której zwykł odbywać narady. a towarzyszyło mu kilku doradców. Sobiesław odprawił też Damrokę, najwidoczniej córka uczestniczyła we wcześniejszym spotkaniu. Powitali więc drużynę z Alba Amnis - komes Sobiesław, frater Bogusław - kapelan w kaplicy kasztelanii i od niedawna sekretarz komesa, wojski Radowit i nieznany im z imienia czeski rycerz.

Kasztelan przedstawił sprawę - Radowit podpowiedział mu, że we Wrocławiu biskup Wawrzyniec sprowadził z Utrechtu fryzyjskich inżynierów, zdolnych osuszać mokradła i okiełznać zalewowe tereny Odry. Zmagając się z niesforną Nysą wojski podsunął komesowi ideę poszukania pomocy w Zakonie Hermesa. Uczeni Magowie - Dalegor i Bohumil nie potwierdzili, ale też nie zaprzeczyli czy posiadają stosowną wiedzę i umiejętności. Wierząc we wszechmoc magii, byli skłonni przyjąć, że jakakolwiek pomoc, której udzielą - będzie pomocą oczekiwaną. Inną sprawą była zalana wieś Morzyszów. Część wieśniaków zdołała opuścić swe domostwa i schronić się w grodzie. Ale część postanowiła zostać i przeczekać powódź, nie chcąc się rozstać ze swoim dobytkiem. Komes miał z tym prawdziwy problem - dbał o swych ludzi, byli mu w końcu potrzebni. Wysłał więc trzykrotnie łodzie w ciągu trzech ostatnich dni. I żadna z nich nie wróciła, co bardzo zaniepokoiło wszystkich.

Frater Bogusław wtrącił zwyczajowo o karze boskiej i niesprawiedliwym księciu, który odmawia dziesięciny kościołowi. Ale Dalegor trzeźwo zaproponował, by zaprząc do modłów o ustąpienie wód wszystkich poszkodowanych chłopów, czemu Bogusław przyklasnął i zaraz opuścił spotkanie by rozgłosić wieść o procesji ze świętą figurą.

Komes ulokował ich w osobnej komnacie dla gości, w dolnej części wieży zamkowej. Mieli więc okazję spożyc wieczerzę, nim zabrali się do spraw ważniejszych. W pierwszej kolejności Magowie chcieli rozmówić się ze starszym wioski Morzyszów, który z kilkoma innymi rodzinami zdołał uciec przed falą powodziową. Do zmierzchu zostało parę godzin, więc Borys z Bohumilem czym prędzej opuścili kasztel i udali się w górę Nysy idąc prawobrzeżnym szlakiem wśród wzgórz i lasów. Mag planował przemienić się w orła, w stosownym oddaleniu od grodu i sprawdzić zalaną okolicę Morzyszowa. W tym czasie Dobromił miał rozmówić się z sołtysem.

Wyprawa Bohumila była owocna w dwójnasób. Po pierwsze, podczas nieobecności Maga, Borys natknął się na Lorda Sithe - Demissela z Letniego Dworu, z którym zapoznali się rok temu podczas ratowania córki komesa. Sithe bezczelnie się targował o prawo do wychowania młodego Konstantyna - syna bojara i Mojmiry. A gdy spotkał się z odmową, zagroził porwaniem w niezbyt zawoalowany sposób. Ostrzegł też Borysa, że Wodniki grasujące w rzece należą do jego ludu i wolałby, żeby nie stała się im krzywda. Po drugie - Bohumil dość szczegółowo przejrzał zatopioną wioskę i odkrył w jednym z wyższych budynków, ocalałych wieśniaków. Dostał się do nich wyrywając dziurę w poszyciu dachu. Niestety cała rodzina chorowała na jakąś zarazę, pewnie spowodowaną piciem rzecznej wody. Stworzył więc drewniany pojemnik i wypełnił go magicznie świeżą wodą.

Dowiedział się też o utopcach, które rozochocone powodzią i łatwym łupem, odważały się buszować po zalanych chałupach i czyhać na chorych i osłabionych wieśniaków, gdy zmorzeni pragnieniem czerpali wodę z rzeki. Nie był tym zadowolony. Obiecał więc wrócić rankiem z pomocą i oddalił się z wioski. Przed wieczorem wrócili do grodu.

Z pomocą Ścibora pozyskali trzy ostatnie czółna komesa. Plan Magów był taki by odstraszyć utopców i otoczyć magią brzegi czółen, by w żaden sposób potwory się do nich nie dobrały. Dobromił miał więc spędzić nocne godziny na zaklinaniu łodzi. Musieli jednak oddalić się z kasztelanii, gdyż boska moc bijąca z kaplicy znacząco ograniczała ich magiczne moce. Rozważali co mogło stać się z czeladzią komesa. BOhumil jednak nie miał dobrych nadziei. Uznał, że wszystkie trzy łodzie zostały zatopione przez grasujące w rzece potwory i raczej nie ma nadziei na uratowanie ludzi Sobiesława. Noc przespali w swej komnacie, a skoro tylko spożyli śniadanie, wrócili nad rozlewisko Nysy, by zwodować zabezpieczone łodzie. Bohumil magicznie kierował pierwszym czółnem, łódka Borysa przywiązana do czółna Maga była druga, a wyprawę zamykała trzecia łódź z Odomirem. Przecław pozostał w kasztelu, zadbać o sprawy Zgromadzenia, a Dalegor wrócił na zalane podgrodzie, by z częstokołu obserwować płynące łodzie towarzyszy. Wyprawa jednak nie miała szczęśliwego finału. Gdy dotarli rozlaną rzeką na wysokość podgrodzia i dawniejszej przeprawy, jakaś siła uwięziła łódź Bohumila w lodowej krze. Ten stracił kontrolę nad łodzią, która zaczęła dryfować na powrót w dół rzeki do miejsca skąd wyruszyli. Owszem siłą dało się rozbić krę, czy stopić lodową bryłę magią. Ale podjęte trzy próby zakończyły się w identyczny sposób. Finalnie więc się poddali. Wrócili do kasztelanii by rozważyć co się wydarzyło.

Magia ich nie ochroniła, a więc siła blokująca podejście rzeką pod wioskę musiała mieć inne pochodzenie. Dalegor rozmówił się z Włodzimierzem, starszym Morzyszowa. Wieśniaka jednak przeraziła postura ogromnego Maga i bijąca od niego aura Daru. Podejrzewał go od samego początku o niecne zamiary. Gdy Mag coraz uporczywiej wypytywał wieśniaka, ten przerażony prosił jedynie o ratunek uwięzionych chłopów i czym prędzej wymknął się z komnaty. Postanowili więc podjąć kolejną próbę dnia następnego, ale w innym miejscu już za brodem. Bohumilowi nie było to w smak, gdyż nie spełnił obietnicy rychłego ratunku wieśniaków.

Druga próba skończyła się nieprzyjemnie. Zwodowali czółna w innym miejscu, w górę rzeki za grodem. Mimo to sprawy miały się identycznie. Choć tym razem mieli Dalegora, to znów kra uwięziła czółno Bohumila. A gdy ten zniszczył lód w magiczny sposób, z wody zmaterializował się rzeczny duch, przypominający zrośnięte ciałem bliźniacze kobiety i zażądał natychmiastowego opuszczenia rozlewiska. Gdy tylko Bohumil zaczął protestować i tłumaczyć, duch wysłał w jego stronę tak silny strumień wody, że trafiony Mag wyleciał w powietrze i spadł do rzeki kilka metrów dalej z połamanymi żebrami, skazany na utopienie. Trzeźwo Odomir zerwawszy z siebie skórznię dał nura w toń, by ratować Maga. Borys spostrzegł kilka utopców zmierzających w kierunku tonącego Bohumila, i wraz z Dalegorem uprosili ducha, by pozwolił im wrócić. Nysza - bo tak się przedstawiła rzeczna boginka - zatrzymała wodników i zażądała chramu i ofiary z miodu, gdyż wieśniacy o niej zapomnieli.

Już na zamku - gdy ochłonęli nieco i dali wytchnąć poranionemu Bohumilowi (który zaczął mieć objawy zatrucia) - opowiedzieli o wszystkim komesowi. Wcześniej, wieczorem - Borys odśpiewał legendę o Nyszy, rzecznej bogince narodzonej z łez dwóch sióstr. Legendę opowiedział im Dalegor, a głębszy cel był taki, by obudzić wspomnienia Starej Wiary wśród ludu. Oczywiście spotkali się z głęboką niechęcią ojca Bogusława. Choć komes zgodził się, by kolejnego dnia jego ludzie zbudowali gdzieś w nadbrzeżnych zaroślach małą kapliczkę dla Nyszy, to kapłan gorąco potępiał bałwochwalstwo. Uciekł się do szantażu, wzywając Dalegora. Przypomniał Magowi, że ziemię dla Zgromadzenia otrzymali od jego zakonu, kanoników regularnych. I że się zobowiązali niszczyć wszelkie zło na wezwanie mnichów. Co niniejszym uczynił żądając od Dalegora unicestwienia złych mocy mieszkających w rzece. Mag uciekł się do retorycznych wykrętów, będąc w prawie, gdyż litera umowy była zupełnie inna. Ale uczynił to w nietaktowny sposób i rozgniewał kapłana. Bogusław miał osobistą urazę do Dalegora i uznał go za grubianina i fałszywego chrześcijanina. Postanowił w głębi duszy nie puścić tej zniewagi płazem. Bohumil tym czasem zmagał się z pierwszymi objawami dezynterii. Rozmyślał też o pozostawionych wieśniakach i ich kiepskim losie. Skoro choroba powoli zaczynała dla niego być uciążliwa to co mogła uczynić z osłabionymi wieśniakami po kilku dniach? A w Bardzie nie było żadnego medyka. Komes więc posłał po któregoś z mnichów do Kamieńca, do kanoników regularnych.

Zgromadzenie

Ambroż tylko przez chwilę żałował, że Zgromadzenie znacząco opustoszało po wyjeździe jego konfratrów i Borysa do Barda. Pierwsze dwa dni były spokojne i mógł się poświęcić całkowicie na eksperymentowanie z zaklęciem mającym uchronić go przed fatalnymi skutkami deszczu - był ofiarą szczególnej klątwy, która odbierała mu zdolności magiczne z pierwszą kroplą mżawki jaka spadła na jego głowę. Planował więc poświęcić lato na opracowanie i opanowanie pewnego zaklęcia.

Trzeciego dnia rankiem, gdy tylko zasiadł w kuchennej jadalni by spożyć śniadanie (dziś Mojmira osobiście instruowała Anne jak uwarzyć pożywną polewkę) dołączył doń Atilla. Dla madziara to Princeps był jedynym Magiem, który nie budził w nim niechęci i podejrzeń. Choć to Bohumil był inicjatorem jego uwolnienia. Madziar - nieco przepraszając za zakłócanie posiłku - podsunął Ambrożowi pewien plan. Otóż Atilla posiadał umiejętności kowala i to nie byle jakie. Potrafił wykuć obuchy toporów, groty włóczni i głowice buzdyganów. Jeden z jego ludzi, obecnie zajmujący się owcami - kiedyś pracował przy wypalaniu drzewnego węgla i znał się na tym. Ambroż ostudził nieco zapał Madziara, tłumacząc że kuźnia w środku leśnego jaru, w górach - na pewno wzbudziłaby nie lada zainteresowanie. A on sam nabawiłby się migreny i nie mógł by studiować przy nieustannym hałasie młotów. Ale obiecał przedyskutować pomysł z Przecławem i znaleźć rozwiązanie.

Gość

Niespodziewany gość zawitał do Zgromadzenia na początku drugiego tygodnia czerwca. Heinrich z Domu Mercere - radośnie witany przez Mojmirę - przyniósł posłannictwo dla Stefanusa Eruditusa. Ambroż był wizytą co najmniej zaskoczony. Czerwonoczapki nic nie wiedział o śmierci Maga-Założyciela toteż sromotnie zmartwił się tą wiadomością.

Nadawcą listów był Signum Irruptus, czy też Signum Jednoręczny, Princeps Zgromadzenia Heorot z duńskiej Zelandii i bliski przyjaciel Stefanusa. Zmartwiony nieobecnością Walijczyka na majowym soborze Trybunału Reńskiego, wystosował doń kilka pism. Z tego co opowiadał Heinrich, na soborze ostatecznie zatwierdzono przynależność Heorot do Trybunału Reńskiego, mimo że formalnie winien on należeć do Trybunału Nowogrodzkiego. Irruptus z troską był zainteresowany ruchami politycznymi Stefanusa. Śląskie pogranicze równie dobrze mogło być przypisane do wpływów czeskich, a jak wiadomo Królestwo Czech jednorodnie należało pod Trybunał Reński. Irruptus sugerował głębsze zbadanie decyzji Wielkiego Trybunału z 1162 roku, która mówiła o linii 10 mil w głąb ziem polskich.

Heinrich wielokrotnie podkreślał wagę politycznych decyzji, nieco zmartwiony młodym wiekiem Ambroża. Pozostał w Zgromadzeniu przez kilka dni, oczekując pism i posłannictw, które z Alba Amnis mogłyby ruszyć w świat.

Spędził również trochę czasu z Mojmirą, która za jego przyczyną znalazła miejsce w Zgromadzeniu. Bardzo go ucieszyło podejrzenie, że mały Kostek został obdarzony Darem. Zresztą gorąco zapewniał, że w przeciwnym wypadku chłopiec zawsze znajdzie chętnych mentorów w Domu Mercere, a on sam - Heinirich - mógłby go przyjąć na ucznia w odpowiednim wieku.

Ambroż się temu przysłuchiwał z dystansem. Jeśli Dar Konstantego byłby faktem, na pewno chciałby zatrzymać chłopca w Zgromadzeniu. Niejednokrotnie myślał o przygarnięciu uczniów, którzy mogliby pomóc choćby filtrować surową Vis. Myślał o zimowym Rytuale Aegisa i martwił się brakami odpowiedniej Vis w skarbcu. A ten rok do tej pory nie pozwalał żadnemu Magowi na takie prace laboratoryjne.

Bardo

We środę, 3 dnia czerwca wyruszyli wraz z trójką rzemieślników wysłanych przez komesa, by w lasach zarastających lewy brzeg Nysy, wybudować niewielki chram ku czci rzecznej boginki. Wcześniej jednak rozważali pewną intrygę.

Bohumil od samego rana potraktował się zaklęciem, jako tako łatającym jego popękane żebra, byle mu nie doskwierały przy rzucaniu zaklęć spontanicznych. Dalegor i Borys zastanawiali się jak uprzykrzyć życie ojcu Bogusławowi. W tej chwili traktowali mnicha jako najpierwszą przeszkodę. Uknuli więc plan, żeby wziąć butlę miodu z komesowej piwnicy, zmieszać ją z rzeczną breją niosącą zarazki czerwonki, a potem za sprawą magii uczynić z napoju truciznę. Pierwotnie Borys chciał podprowadzić butlę mszalnego wina, ale plan wydał się zbyt ryzykowny. Co prawda Dalegor nie miał na tym etapie pojęcia JAK poczęstować mnicha taką miksturą, więc zostawili wykonanie planu na później.

Rozmówili się jeszcze z komesem. Sobiesław nie omieszkał wspomnieć o zbliżającej się pełni. Za dwa dni miał się ponownie przemienić w wilczą bestię i zmuszony był prosić Magów o pomoc. Bohumil marudził co prawda, że wykonanie pierścienia może im zająć nawet kilka lat, ale zaproponował plan awaryjny - umowę z Magami postronnymi, jakoby pierścień był na potrzeby Alba Amnis, a koszty powstałe wskutek tego zlecenia pokryłby kasztelan.

Nim wyjechali z kasztelanii, do Borysa podeszła Hilda. Wczoraj przysłuchiwała się jego pieśniom o zapomnianej Nyszy i zaproponowała swoją pomoc. Kniaź z początku był zdziwiony odwagą dziewczyny - która do tej pory starała się unikać Magów i być raczej w cieniu wydarzeń. Ale przyjął zaoferowaną pomoc, nawiązując przy okazji bliższą znajomość z piastunką.

Usadowili się na wozie zapełnionym potrzebnymi narzędziami. Powoził Jarostryj, cieśla z podgrodzia. Nie odjechali bardzo daleko. Nad najbliższym zakolem Nysy, na leśnym trakcie, pozostawili wóz, zabrali sprzęty i zeszli ze stromego wzgórza w dół nad rzeczne zarośla. Gdy drwale wycinali graby na słupy chramu, Dalegor uciekł się do magii przygotowując miejsce pod świątynkę. Prace zajęły im prawie cały dzień. Bohumil zaś sporządził z drewna wcale wierną rzeźbę ukazującą postać rzecznego ducha. Rytuał, jaki odprawiła Hilda nieco ich zadziwił. Dziewczyna używała staro-germańskich słów i było widać, że zna się na rzeczy. Już sama odmiana jej stroju, oblicza i postawy dała Magom do myślenia, czy w jej krwi nie ma śladów Faerie. Przynajmniej na to wyglądało.

Plan zakażenia miodu spełzł na niczym. Po prostu Dalegor miał niefart w rzuceniu zaklęcia, które zniszczyło cały trunek. Natomiast Borys znów był nękany przez Demissela. Nielubiany Sidhe tym razem zaproponował pomoc. Podarował cały kosz świeżo zerwanych liści błękitnej morwy. Wywar z nich miał ponoć hamować postęp dezynterii i wspomóc leczenie wieśniaków. Fey wiedział o wezwaniu mnicha z Kamieńca, z ziołami. Bardzo był temu niechętny. Stąd jego prośba do Borysa, by ubiegli klechę i nieco ograniczyli wpływy Dominium w okolicy.

Kolejnego dnia w końcu udali się rzeką do Morzyszowa, by ewakuować uwięzionych wieśniaków. Tym razem nic się nie wydarzyło. Najwidoczniej ofiara Hildy została przez boginkę przyjęta. Wieśniacy jednak byli u kresu sił. Jedno niemowlę z rodziny Sutryków zmarło w skutek wycieńczenia. Z trudem pomieścili wszystkich w łodziach i nie nękani przez Nyszę i wodników wrócili na podgrodzie, gdzie ludzie kasztelana czym prędzej pomogli im umieścić chorych w stodole, przygotowanej na ich przyjęcie. Dalegor uwarzył też wyciąg z liści morwy. Pierwszy skosztował Bohumil, ale płyn zupełnie na niego nie podziałał. Dalegor zastanawiał się jak zachęcić wieśniaków do wypicia leku. Rozmówił się w tej sprawie z Sobiesławem.

Pod wieczór, nim zaszło słońce - łodzią udali się na drugi brzeg Nysy. W ciągu całego dnia woda znacząco opadła odsłaniając podgrodzie na którym teraz krzątali się sprzątający wieśniacy. Komes był z nimi. Udali się więc w kierunku Dębowiny, by na skraju puszczy zatrzymać się przy głębokiej studni, do której zwykle opuszczali komesa na czas wilkołaczej przemiany. Tak też uczynili tym razem.

Nocną porą gdy strzegli przemienionego Sobiesława, ponownie nawiedził ich Demissel. Z ciekawością przyglądał się wilkołakowi w kamiennej studni uczynionej magią Faerie. Gdy Magowie zaczęli z nim rozważać kwestię remedium na likantropią przypadłość, zażądał rocznej służby trójki Magów z Alba Amnis, w zamian za kurację, która zdjęłaby klątwę. Dalegor wyśmiał Sidhe ale Bohumil w cichości ducha zaczął się zastanawiać czy roczna służba na Dworze Lata nie byłaby jakąś rozrywką? Oczywiście głośno tego nie wyraził. Demissel miał pewne zmartwienie dotyczące wodników. Za sprawą Nyszy przestał mieć nad nimi władzę. Chciał więc poprosić Magów o pomoc. Dusze uwięzione w ciele utopców, mogły zostać uwolnione i na powrót zbudować sobie nową powłokę. Do tego Demissel potrzebował Magów, by wytracili zbuntowane wodniki. Inną opcją było wyświęcenie rzecznych terenów. Tego jednak elf sobie nie życzył. Chyba że w ostateczności. Rytuał przeprowadzony przez kapłana oddawał obszar pod boską opiekę tworząc Regio Dominium. Z całą pewnością Nysza również by ucierpiała, kto wie, czy nie zostałaby unicestwiona na wieki. Magowie jednak zaproponowali, że pomówią z boginką. W zamian zażądali pionów surowej Vis. Sidhe przystał na propozycję

O świcie 5 dnia czerwca wrócili do kasztelu. Bohumil coraz silniej odczuwał wpływy choroby. Targany dreszczami i gorączką, raczej przesiadywał blisko ustępu. O pomoc w negocjacjach z Nyszą poprosili Hildę. Ujęta gładką mową Borysa, dziewczyna zgodziła się pośredniczyć. Dzięki temu historia zakończyła się całkiem pomyślnie dla wszystkich. Nysza wypędziła Wodniki z części rzeki którą władała, ku radości okolicznych wieśniaków. Demissel odzyskał sługi, których natychmiast surowo ukarał. Magowie otrzymali 3 piony Vis od Sidhe. Mnich z Kamieńca przybył na darmo, gdyż wywar faktycznie wywołał poprawę u wszystkich zarażonych. Ojciec BOgusław nie otrzymał Morzyszowa w nadanie, wymuszone za pomoc medyka. Za to Dalegor wytargował u komesa by rodzina Borsuków, którą uratowali z zalanej wioski, trafiła pod skrzydła Alba Amnis.

W Bardzie pozostali jeszcze dwie niedziele. Przecław wcześniej wrócił do Zgromadzenia powierzając Vis Ambrożowi i zdając relację z wydarzeń. Po krótkiej naradzie z Tomiczkiem, za zgodą Ambroża postanowili oczyścić w miarę płaski teren niezbyt oddalony od murów Zgromadzenia. Cieśla od razu zabrał się do pracy rozplanowując kawałek gruntu pod budowę solidnej, drewnianej chaty dla wieśniaków. Wkrótce dołączyli doń Kasper Borsuk i jego dwaj synowie, 15 letni Kryspin i 13 letni Dobiemiest. Najstarsza córka Ludomira, pozostała jeszcze w Bardzie wraz z matką i dwojgiem najmłodszego rodzeństwa: Sławomirą i Witosławem. Ambroż krótko tylko rozmawiał z nowymi osadnikami, sondując jakimi są ludźmi. Jedno co odkrył to fakt, że młodszy Dobiemiest w ogóle nie ucierpiał od dezynterii, choroba zupełnie ominęła chłopaka. Polecił więc Przecławowi by ten miał na młodzieńca oko i zastanowił się do czego mogą użyć całą rodzinę w najbliższej przyszłości.

Sierpień 1221

Dopiero po trzeciej niedzieli lipca Bohumil jako tako wrócił do siebie. Choroba nadwyrężyła jego zdrowie i sprawiła, że szaty zaczęły wisieć na jego wychudłej postaci. Mojmira czym prędzej wysłała Tytusa nad staw leżący u zbiegu Bielawicy i Niedźwiedziego Potoku, by nazbierał orzechów kotewki i trochę bulw strzałki wodnej. Codziennie przygotowywała Magowi zawiesistą polewkę z tych składników z dodatkiem ziół, by nabrał ciała i zregenerował organizm.

Ambroż wręczył Heinrichowi list do Signum Irruptusa, opisując okoliczności śmierci Stephanusa i wyrażając wolę nawiązania bliższych stosunków. Podziękował za wskazówki polityczne i poprosił o wsparcie jeśli w przyszłości Alba Amnis zechciałaby formalnie dołączyć do Trybunału Reńskiego. Zlecił też Dalegorowi przestudiowanie ksiąg dostępnych w Zgromadzeniu pod tym kątem. Nie zwlekał też z kolejnym pismem do Magów z Łęczycy, czym prędzej napisał oficjalną wiadomość zapowiadającą ich wizytę i przekazał Heinrichowi. Czerwonoczapki opuścił Zgromadzenie nazajutrz. Ambroż poinformował też Przecława o planach na wrzesień i pouczył Gosławę i Atillę, by rozpoczęli przygotowania do dłuższej wyprawy, której przewodzić miał Dobromił.

Przy okazji rozmowy z Przecławem poruszył też sprawy wieśniaków. Chata Borsuków stawiana przez Tomiczka miał już ściany z wyplecionej brzeziny wsparte na solidnych, świerkowych słupach. Gdy cieśla wraz z Kasprem wciągali krokwie na budowę dachu, dwóch synów Borsuka pieczołowicie oklejało plecione ściany glinianą breją zmieszaną z sieczką, którą darmo dostali od Hermanna z Bielawy. Tomiczek uważał, że do końca lata chata będzie gotowa do zamieszkania. Przecław proponował wykarczować sporą połać górskiego lasu, i znaleźć miejsce na jakąś uprawę. Co prawda Kasper marudził, że tu wszędzie krzywo, że obfity deszcz wypłucze ziarno, a cienka warstwa ziemi nie da się orać. Ale Przecław umyślił, że dałoby się prowadzić leśne wypasy. Więc może rozdzielili by stado owiec i część oddali Borsukom w opiekę.

Co do pomysłu Atilli, by zbudować kuźnię - zarządca mocno oponował. Ostatecznie postanowił rozmówić się z Hermannem. Być może wieśniacy z Bielawy zgodziliby się oddać kawałek ziemi pod kuźnię Atilli, korzystając z jego usług. Postanowił o tym porozmawiać z zasadźcą przy najbliższej okazji.

Borys po powrocie z Barda więcej czasu spędzał z Mojmirą i Konstantym. Choć bywało, że na tydzień zapadał w lasy z Tytusem i wracali obaj ciągnąc po dwie tusze dorodnych odyńców. Wszebor dnie całe wędził połcie dziczyzny, a beczki z zasolonym mięsem już nie mieściły się w spiżarni. Musiał zaangażować młodych Borsuków do pomocy, przy okazji zapełniając spiżarnię w ich nowej chacie.

Dalegor w ramach porządków w bibliotece przejrzał Narrationes Minores de Ordine Hermetis, i doniósł Ambrożowi, że kodeks posiada wiele cennych wskazówek i precedensów, jakie mógłby wykorzystać na Wielkim Trybunale, by przechylić szansę Alba Amnis na opiekę Trybunału Reńskiego. Natomiast by należycie opracować Oratio i przygotować się z precedensów, Mag oszacował że potrzebował by spędzić kilka miesięcy. Ambroż nadał mu inny priorytet, jakim było filtrowanie Vis. Dalegor pokornie przyjął polecenie i gorliwie zaczął przygotowywać sprzęty w swoim laboratorium. Nie miał on tak zaawansowanej aparatury jak Princeps, ale radził sobie z tym co miał należycie.