Spis treści

Wiosna AD 1221

Sezon wiosenny obejmuje miesiące: marzec, kwiecień, maj.

Marzec 1221

Dziecko

W pierwszych dniach marca Mojmira urodziła zdrowego synka, w dzień wspomnienia św. Arkadiusza z Cypru. Wiele sił ją to kosztowało i gdyby nie fachowa pomoc Tomiry, kto wie jak by się sprawy potoczyły. Dziecko za to było nadzwyczaj żywotne i powitało Zgromadzenie gromkim wrzaskiem i głośnym płaczem. Przecław od razu zarządził zmiany. Mojmira z maleństwem zajęły izbę w baraku Towarzyszy, zaraz obok izby Borysa. Niby Przecław zaplanował to przypadkiem, ale zależało mu by młody Rusin doświadczył więzi ze swoim synem i jego matką.

Ambroż zamieszkiwał już Sanctum Stefanusa, które dostosował do swoich potrzeb i całkowicie przemeblował. W zasadzie było to już Sanctum Ambroża. Jego dawne Sanctum z pomocą cieśli podzielono na dwie osobne izby. Przecław zajął jedną, a drugą urządził na gościnne pomieszczenie, wygodne nawet dla wymagającego męża.

Borys nie wyobrażał sobie, by jego syn - choćby i nieślubny - nie był ochrzczony w obrządku wschodnim. Mojmira nawet nie chciała o tym słyszeć. Gdy wściekły Bojar nalegał, zagroziła, że odda dziecko na wychowanie do Dworu Faerie. Borys dobrze znał historię dziewczyny, w końcu była między nimi zażyłość. Odpuścił na jakiś czas. Ale postanowił mieć oko na oboje.

Ambroż już na zimowej naradzie zarządził, by znaleziono zastępstwo dla Mojmiry na potrzebny czas. Przecław skorzystał z okazji i z Jaromirem wybrali się do Hermanna sołtysa pobliskiej osady Bielau. Wyłuszczyli mu w czym rzecz, licząc na dalsze nawiązywanie relacji z osadnikami. Po tym jak w zeszłym roku, z początkiem lata wykarczowali kilka łanów lasu, ludność osady z dużym szacunkiem, ale też i respektem wypowiadała się o Mistrzach z Ciemnego Jaru. Hermann zaoferował wprost swoją córkę Annę. Przecław uzgodnił, że dziewczyna otrzyma swoją izbę i wynagrodzenie w srebrze takie samo jak Mojmira. Wiedząc, że nie wszyscy w Zgromadzeniu posługują się niemieckim, sam zobowiązał się do baczenia na młódkę i osobistego wydawania poleceń. Anna przybyła do Zgromadzenia już pod koniec lutego i zajęła izbę Mojmiry w baraku służby.

Ondrasz

Stary Mag, tak jak przyobiecał zakończył pracę nad formułą magicznego pierścienia dla komesa Sobiesława. Po zimowych przebudowach, opuścił Sanctum Stefanusa, które zajął Ambroż. Zajmował izbę dla gości, przygotowaną przez Przecława, ale był już gruntownie spakowany i nie chciał rozpoczynać większych aktywności, spędzając czas na lenistwie, dokuczaniu młodym Magom, podrywaniu Tomiry i wiecznym wypytywaniu Ambroża, kiedy wreszcie oddeleguje kilku Grogów, by go doprowadzili na Pomorze.

Przezorni Magowie, za sugestią Bohumila wyprosili u Ondrasza list polecający Zgromadzenie i kilka kontaktów, które mogliby wykorzystać dla wymiany naukowego księgozbioru. Ondrasz polecił im kanonika Jirzego ze szkoły katedralnej przy katedrze świętego Wita w Pradze. Był on scholastykiem i członkiem kapituły katedralnej, jak powiadał Ondrasz - bardzo otwarty umysł i przyjazny Zakonowi Hermesa.

Mag długo się zastanawiał, czy polecić znajomego Maga ze Zgromadzenia Rożnov, ulokowanego na wschodzie Moraw pod górą Rhadost. Volan wywodził się z Domu Ex Miscellanea, tak jak i jego mentor Ivan, będący Arcymagiem zgromadzenia. Mając na uwadze koneksje Dalegora i jego mistrza Przewita, w końcu zdecydował się napisać list polecający. Przestrzegł jednak Ambroża, że część Magów z Rożnova to gorliwi wyznawcy Radegasta i zaciekli wrogowie chrześcijaństwa.

Pod koniec lutego, Rada magów zdecydowała, by Ondraszowi w wyprawie do Crintery towarzyszył Borys i Mściwój. W drugiej połowie marca stary Mag opuścił Alba Amnis wraz z dwójką zbrojnych. Borys trochę poczuł ulgę, ostatnio nie wysypiał się najlepiej budzony nocami płaczem synka Mojmiry. Ambroż celowo wyznaczył Mściwoja, chcąc się na jakis czas pozbyć młodego wojownika, nie będąc do końca pewnym czy ten podporządkuje się nakazom powściągliwości wobec pewnej frankońskiej panny z Bielawy.

Książęcy syn postanowił nie dać za wygraną i wyciągnąć od Ondrasza ile tylko się dało na temat pozbycia się swojej klątwy. Mag nie zdawał sobie sprawy jak bardzo upierdliwy może być Borys ogarnięty swoją obsesją.

Magowie

Ambroż podjął finalną decyzję o wyjeździe do Niemodlina po drugiej niedzieli marca. Oczywiści przewodnikiem na szlaku miał być Dobromił, w towarzystwie Jaromira, Atylli i Gosławy. Joannita zaproponował południowy szlak, przez kasztel Grodziszcze i dalej drogą handlową wiodącą ze Świdnicy do Nysy. Postój proponował w Ziębicach, dużej targowej osadzie, po przeprawie przez Oławę. Dalej chciał odbić na północ, aż do Grodkowa, by szukać na zachód dobrej przeprawy przez rzekę Nysę, najlepiej w okolicy wioski Kopice. Stamtąd było już blisko do Niemodlina.

Dalegor wycofał się od codziennej rutyny Zgromadzenia do swojego Sanctum, by spędzać coraz dłuższe dni na analizowaniu Unique quaestiones obtinendae de industria magica - księgi opisującej zagadnienia magicznych energii. Pamiętał jednak zalecenia Rady i szkicował w wolnym czasie konspekty trzech listów, które chciał napisać. Jeden do Opata z Kamieńca, drugi do kanonika Jirzego, a trzeci do scholastyka szkoły katedralnej we Wrocławiu, powołując się na list polecający Ambroża, który tam studiował. Co do kontaktu z czeskimi Magami z Rożnova, to wstrzymał się z ostrożności.

Bohumil w tym czasie postanowił bliżej zawrzeć znajomość z Mojmirą. Dziewczyna początkowo onieśmielona i rozdarta między matczynymi obowiązkami, a coraz częstszymi wizytami Maga, wkrótce jednak przywykła do jego obecności. Dar Bohumila miał jednak na nią wpływ i długi czas była bardzo nieufna wobec zamiarów Maga. Jemu zaś zależało na uzyskaniu od niej wiedzy o Dworach Faerie, o Letnim Dworze i zwyczajach istot tam zamieszkujących. Dziewczyna spostrzegła, że bliskość Bohumila nadzwyczaj uspokaja jej synka. Mag również to zauważył i zrozumiał, że zgodnie z przepowiednią Ondrasza malec również posiada Dar. Spędzał więc z Mojmira późne popołudnia i wieczory, pomagając jej przy dziecku i słuchając opowieści. A całe poranki i przedpołudnia skrzętnie zapisywał zdobytą wiedzę, by uporządkować fakty w głowie i zwojach pergaminów.

Kwiecień 1221

Powodzie

Za Długoszem: Po uspokojeniu rozruchów i wojen nowa klęska spadła na Polskę, czy to spowodowana gniewem bożym czy zrządzeniem losu. Słota bowiem i ciągły deszcz, który trwał od Wielkanocy (31 marca) aż do jesieni, spowodował tak wielki wylew rzek, że obawiano się by wskutek nadmiernego przyboru wód nie nastąpił w całym kraju potop. Tak straszliwy i niezwykły wylew wód zniszczył całkowicie wiele nisko położonych wsi i nie pozwolił na zasiew zbóż jarych, a te które zasiano na jesieni pochłonął z wyjątkiem tych miejscowości osłoniętych wysokimi wzgórzami lub górami.

Niemodlin

Po opuszczeniu Ziębic, w których trochę się zasiedzieli, dotarli finalnie do Niemodlina - Ambroż z Dobromiłem i Jaromirem i parą grogów. Za radą Joannity zatrzymali się u sołtysa Wojciecha. Rycerz nie chciał zostać przedwcześnie rozpoznany w grodzie.

Sołtys ugościł młodego Kotowicza i jego princepsa Ambroża, Jaromir zaś z Atillą i Gosławą wrócili do gospody Pod Czarną Lipą, by tam znaleźć nocleg i rozejrzeć się po klienteli. Wojciech wcześniej ich ostrzegł, że karczmarz sprzyja Dytrykowi von Baruth. Dobromił opowiedział mu jaki cel im przyświeca i że podejrzewa, że to duch zamordowanego Kotowicza straszy w zniszczonej warowni. Jaromir zasięgnął języka i wywiedział się szczegółów o owej feralnej nocy sprzed trzech lat. Karczmarz potwierdził też zimową wizytę drużynników Dytryka, fakt, że jego dziesiętnik powiesił się na podwórzu warowni i to, że Dytryk odjeżdżając zostawił bukiet kwiatów na majdanie.

Wojciech przestrzegł ich, że największe brewerie się wyprawiają nocą, zwykle piątkową. Mieli więc kilka dni. Następnego dnia wybrali się do warowni, nie chcą budzić podejrzeń. Ścinawka rozlała i mostek nad fosą otaczającą wzgórze stołbu przegnił do cna. Jaromir brodząc po pas w zimnym bagnie dotarł na podwórze. Gosławę, Dobromiła i Atyllę Mag Ambroż przeniósł zaklęciem nad lustrem rozlewiska (co Jaromir miał mu za złe szczękając zębami z zimna i wylewając błotnistą breję z butów).

Stało się jak się spodziewali. Jaromir szukając czegokolwiek w spalonej wieży, dał nura z piętra na spalone belki, które kiedyś podtrzymywały schody. Pchnęło go przerażenie, gdy jego sztylet nagle wyfrunął z pochwy i mało nie wbił mu się w oko. Belki pękły pod jego ciężarem i boleśnie się potłukł wybijając bark, który Dobromił musiał mu potem nastawiać. Ambroż wyczuł obecność ducha i zaklęciem wylewitował rycerza na ostatnie piętro zrujnowanej wieży. Duch się nie pokazał, ale zapanował nad Dobromiłem i wyrył imię Dytryka w spalonej ścianie. Rycerz zrozumiał, że domaga się zadośćuczynienia.

Naradzali się u sołtysa. Ambroż miał swoje teorie, gdyż na terenie stołbu panowała aura królestwa magii, odmiennie do obszaru grodu objętego aurą Dominion. Podejrzewał, że to było przyczyną klęski egzorcyzmów ojca Mikołaja, proboszcza przy parafii Wniebowzięcia NMP. Jedynie duchowny z Opola - ojciec Stanisław - miał tyle mocy, by poskromić ducha na tydzień. Potem wszystko wróciło do normy. Wojciech obawiał się eskalacji wydarzeń, widział, że Dobromiła pali żądza zemsty. Jednakże relacja Jaromira zasiała w nich ziarno zwątpienia. Postanowili tak - Dobromił uda się do Ziębic, by rozmówić się z córką Wojciecha, która przed laty była bliską towarzyszką jego siostry Sławy. Reszta zaś uda się do wsi Jakubowicie, by spróbować porozmawiać z Dytrykiem nim sprawy przybiorą gorszy obrót. Wojciecha to uspokoiło. W grodzie byli knechci księcia Kazimierza, stacjonujący w wieży mytników na brodzie Ścinawki. Nie chciał, by do Opola doszły wieści o incydentach obcych rycerzy i przykuły uwagę książęcego sędziego.

Dytryk ze swoimi towarzyszami zajmował całą karczmę Pod Starym Dębem. Ambroż miał pewien plan, jak podejść rycerza, o którym tyle złego naopowiadał Dobromił. Zwrócił na siebie uwagę bogatym strojem i wyglądem. Rycerz z Miśni podejrzewał w nim biskupa lub kanonika, więc zaprosił do stołu dla towarzystwa. Zdziwił się, gdy Ambroż przedstawił się Magiem i princepsem Zgromadzenia. O Magach słyszał niewiele, tyle co plotki, gdy bywał w Magdeburgu i raz widział Czerwonoczapkiego posłańca. Nie spostrzegł się, gdy Ambroż użył swej magii by wzbudzić w nim przyjazne nastawienie. Celem Maga było wywiedzieć się szczegółów krwawych wydarzeń z udziałem Kotowiczów. Rozmowa przebiegała uprzejmie, Dytryk wcale nie okazał się tępym brutalem. Widać było, że przebywał na dworze ksiażęcym. Jednakże gdy tylko rozmowa dotykała tematu Niemodlina, warowni, czy Kotowiczów - rycerz zmieniał temat lub ucinał indagacje.

Atmosfera się rozluźniła, gdy zaczęli grać w kości. Jaromira zachęcił rycerz dytrykowy - Ulrich von Talheim. Obaj już mieli nieźle w czubie, ale i tak stała się rzecz niebywała. Gdy cisnęli kostki pożyczone od Dytryka na dębowy stół, kość Ulricha zapodziała się w szparach podłogi, a kość Jaromira odbita od kantu deski wpadła wprost w otwarte usta Towarzysza, gdy ten chciał coś powiedzieć. Nieszczęśnik połknął kość i mało się nie udławił, czym rozbawił towarzystwo. Rycerz zażądał z rozbawieniem zwrotu. Wymuszone wymioty nie pomogły, musieli więc czekać do rana, aż Jaromir się wypróżni.

Ambroż wykorzystał zabawny nastrój i dążył do sedna indagacji, czym rozzłościł Dytryka. Ten w końcu wyprosił wszystkich z izby i wyznał, że Sława jest w jego włościach pod Budziszynem i jest jego małżonką. Dytryk spotkał Sławę kilka lat wcześniej, oboje przypadli sobie do gustu jednakże Okrzesław Kotowicz - senior rodu - za nic nie chciał się zgodzić oddać córki Niemcowi. Dytryk prosił o wstawiennictwo nawet ojca Mikołaja, proboszcza. Na nic. Owej feralnej nocy postanowił pójść do stołbu, wiedząc, że gości tam cała rodzina Kotowiczów i poprosić ostatni raz o rękę Sławy. Kotowicz odmówił i doszło do rękoczynów. Wcześniej dziewczyna przygotowała się już do podróży, decydując że postąpi wbrew woli ojca i ucieknie z Dytrykiem, jeśli rodzic zakaże jej małżeństwa. W szarpaninie Dytryk uderzył Kotowicza posyłając go z rozbitym nosem na bruk majdanu. Wykrzyczał mu w twarz, że nie pozwoli unieszczęśliwić Sławy i chwytając dziewczynę za rękę wybiegł na most nad fosą. Swym knechtom rozkazał opóźnić pościg na ile mogą. Wściekły Kotowicz skrzyknął czeladź i syna Siemierza, ci chwycili za miecze, włócznie i łuki i rzucili się na dytrykowych drużynników. Nie wiadomo czyja ręka trzymała pochodnię, która wpadła na klepisko stajni zajmując owsianą słomę, smolne słupy i krokwie w kilka chwil. Knechci umknęli, blokując wcześniej bramę. Ranna czeladź i Kotowicze zginęli w pożarze, który objął całe zabudowania i zniszczył wieżę. O tym Dytryk dowiedział się dopiero w Nysie, gdzie dogonili go jego druhowie. Nie powiedział Sławie. Umknął z nią do Miśni i w Budziszynie wzięli ślub. Dopiero wtedy jej to wyznał co o mało nie zakończyło ich małżeństwa. Dziś - jest dumny z dwuletniego syna Adalberta i powrócił na Śląsk służyć Imbramowi z Pożarzyska.

Dobromił odnalazł sołtysównę w Ziębicach, tam się dowiedział o uczuciu Dytryka i Sławy i ucieczce rycerza z dziewczyną. Przemyślał swe dotychczasowe poglądy względem rycerza i czym prędzej ruszył do Niemodlina by się z nim rozmówić.

Finalnie Ambroż przyznał, że celowo szukał Dytryka. Zapewnił go, że wspólnie z Dobromiłem są w stanie uspokoić ducha Kotowicza. Obaj rycerze spotkali się w piątkowe południe przed bramą Niemodlina. Mimo ostrego języka doszło między nimi do pojednania. Nie chcieli jednak iść do nawiedzonej wieży tego dnia. Aktywność ducha była największa i o zmroku mieszkańcy Niemodlina pozamykali się w swoich chatach.

Ambroż poszedł na wzgórze następnego dnia z rana, starając się nie rzucać w oczy okolicznym. Przeniósł magią obu rycerzy, nakazując zakatarzonemu Jaromirowi i grogom doglądać brzegów, by nikt postronny nie oglądał jego magii. Następnie udał się na podwórzec zrujnowanego stołbu. Okrył ochronną magią siebie i rycerzy. Tak, by duch nie mógł nad nikim zapanować i wyrządzić krzywdy. Było to kluczowe. Wściekły Kotowicz bezskutecznie próbował ataków. W końcu zamanifestował się, gdy jeden przez drugiego zapewniali o dobrych intencjach, żalu za nieszczęśliwe zdarzenie i układnym pożyciu małżeńskim. Duch zyskał odkupienie, wybaczając Dytrykowi i błogosławiąc obu, syna i zięcia znakiem krzyża, po czym odszedł do Królestwa Magii na dobre znikając z doczesnego świata.

Spędzili jeszcze kilka dnia w Niemodlinie, układając z sołtysem co przekazać mieszkańcom. Dytryk wypełnił swą misję. Wypędzenie ducha uspokoiło mieszkańców. Sołtys rozpuścił plotkę o relikwii jaką Dytryk przepędził złego, przy udziale dziedzica rodu - Joannity Dobromiła. Ojciec Mikołaj zachował twarz, nie będąc wmieszanym w wydarzenia. Ambroż i Dytryk dali sowity datek na nabożeństwo w intencji bożego błogosławieństwa nad grodem. Proboszcz wysłał gońca z listem do Opola, że sprawy znalazły dobry koniec. Co prawda któryś z rybaków plótł o kościelnym dostojniku chodzącym po wodzie w pobliżu warowni, ale niewielu w tę historię uwierzyło. Dytryk zaprosił Dobromiła i Maga do Baruth w odwiedziny. Joannita wypytał tylko o imiona dawnych drużynników, uwikłanych w tragedię, których Dytryk wypędził. Miał jeszcze jakieś plany wobec nich, ale to nie interesowała rycerza z Miśni. Tak się rozstali. Ambroż z czeladzią wrócił do Alba Amnis z początkiem maja.

Maj 1221

Bardo

Kasztelan Sobiesław wysłał posłańców do Alba Amnis. Wskutek ulewnych opadów poziom Nysy wzrósł znacząco. Rzeka wylała na okoliczne łąki i pola. Poziom wzrósł tak, że podmył obwarowania podgrodzia i podtopił zabudowani bliżej brodu, a sam bród praktycznie był nie do przebycia wpław. Komes - wierząc w wszechmocne umiejętności Magów - poprosił o pomoc w okiełznaniu rzeki. Tym bardziej, że w maju ledwo tydzień obył się bez deszczu, po czym ulewy wróciły. Sobiesław nękany przez okolicznych włościan, zobowiązał się uczynić cokolwiek. Zapobiegliwie zabezpieczył zapasy zboża w kasztelanii, ale szczerze się martwił losem swoich chłopów.

Najbardziej mu chodziło o wieśniaków z Morzyszowa, na prawym brzegu Nysy. Osiem rodzin straciło swe domostwa - całkowicie zalane przez rzekę. Posłańcy komesa prosili o pomoc nad tymi ludźmi. Być może część z nich można by ulokować w Alba Amnis? Komes obiecał swą wdzięczność za jakąkolwiek pomoc w tej trudnej chwili.

Dziecko

Synek Mojmiry bez wątpienia miał skłonności ku magii. Tak oznajmił Bohumil po długich tygodniach spędzonych z dziewczyną i jej niemowlęciem. Magiczny szczur Maga bez skrępowania właził do kołyski malucha i zasypiał na jego brzuchu. Mojmira najpierw protestowała i chciała szczura potraktować tasakiem, ale Bohumil opowiedział jej więcej o historii swego podopiecznego i jego mądrości i intuicji.

Mag podzielił się swoimi spostrzeżeniami z Ambrożem i Dalegorem. Nie zamierzali pozbywać się dziewczyny ze Zgromadzenia, zwłaszcza że jej kuchnia smakowała im o wiele bardziej, niż germańskie potrawy Anne, która zastępowała Mojmirę. Przywykli już do obfitości ziół i intensywnych smaków gęstych zup, czy doskonałych podpłomyków. Odkąd Mojmira skupiła się na niemowlęciu, musieli się przestawić na jadło mdłe i wymagające długiego przeżuwania. Tak czy siak, Magowie musieli się naradzić, jaką przyszłość zaproponować dziecku.

Borys

Wiele czas zeszło Rusinowi na powrót z wybrzeży Bałtyku na Śląsk. Ale podróż z Ondraszem nie tylko była dla Borysa edukacją o szlakach Wielkopolski i Pomorza. W końcu zaświtała mu nadzieja, na pozbycie się klątwy ruskiej wiedźmy. Co prawda Ondrasz rzucał ogólnikami i zachęcał do poważniejszych rozpraw z Magami Alba Amnis, ale Borysowi wydawało się, że przynajmniej wyznaczył mu ścieżkę, którą podążać. Od chwili rozstania z Magiem, rycerz obsesyjnie rozmyślał o jego idei i zamęczał Mściwoja albo monologami, albo rozważaniami nad Starą Wiarą Słowian.

Ondrasz zasugerował, że istnieją rytuały otwierające przejścia do królestwa Faerie, które dawni Słowianie zwali Nawią, albo Wyrajem. Siła wymagana do rzucenia klątwy - wedle Ondrasza - musiała wiedźmę wiele kosztować, więc jej duch w taki czy inny sposób musiał zapłacić za to w Nawii. Zapewne służąc w jakiejś postaci potężnemu Bóstwu. Ondrasz - bardziej biegły w skandynawskim kulcie, ledwo podejrzewał słowiańskiego Welesa. Oczywiście Borys w dzieciństwie słyszał od starej niani o potężnym bogu Volosie, zasiadającym na złotym tronie pośrodku bagien Nawii - ale brał to za baśnie i podania, a nie fantastyczną rzeczywistość. Zresztą niania raz mówiła o Volosie, a potem o swjatym Własie (Błażeju) - co małemu Borysowi do reszty plątało w głowie. I tak - słyszał opowieści o Żmiju strzegącym przejścia przez rzekę zmarłych, do dziedziny Welesa.

Tak więc, po odnalezieniu w Nawii odpowiedniej drogi do władcy, przejściu strażnicy Żmija i odnalezieniu dworu Welesa, Borys musiałby negocjować z księciem Faerie warunki pozbycia się klątwy. No i dusz wiedźmy musiałaby również w tym uczestniczyć. Tak - w dużym skrócie - widział to Borys. I tak również przedstawił tę ideę trójce Magów, skoro tylko z końcem maja 1221 roku powrócił do Alba Amnis.