Mściwój
Urodził się w dzień św Cypriana z Kartaginy, 16 września 1199 roku w grodzie wrocławskim. Ojciec, Uniegost był młynarzem grodowym, a matka, Zdenka wywodziła się z praskiej rodziny kupieckiej. Mściwój miał więc wszelkie widoki na to, by w życiu biedy nie znaznać.
Dzieciństwo
Już jako noworodek był konkretnym okazem bobasa. Szybko się okazało, że chłopak rośnie jak na drożdżach. Mały huncwot w wieku 5 lat potrafił przeciągnąć po podłodze centnarowy worek mąki. Jednak długo nie mówił. Uniegost bał się, że syn zostanie niemową, ale wkrótce Mściwój zaczął dukać pojedyncze słowa. Myliłby się jednak ten, kto podejrzewa, że pierwszym wyrazem był tatul lub matula. Otóż pierwszym słowem Mściwoja była kurwa mać.
Nastolatek
Ile pasów dostał za łobuzowanie na podgrodziu, tego nie zliczy nikt. Był duży, silny, niezbyt rozgarnięty i klął jak szewc, choć odzywał się rzadko. Uniegost miał z nim problem. Do młyna się na nadawał, choć był dość krzepki. Nudziła go robota i pyskował niecierpliwym czeladnikom. Nie raz przywalił jednemu czy drugiemu kłonicą, a zdzielić umiał. Na posyłki też się nie nadawał. Szedł zawsze znaną sobie drogą. Jak tylko zboczył w lewo lub prawo i znalazł się w nieznanej części miasta - przepadał. Godzinami szukał wyjścia z uliczek i nie mógł się nadziwić, jaki Wrocław jest rozległy. W 1214 roku ojciec wcisnął więc go do zbrojnych czeladników grododzierżcy książęcej Oławy. Tam wyuczył się szyć z łuku i robić włócznią. Lubił też rzucać toporkami do celu, z czego był nadzwyczaj dumny.
Dorosłość
Gdzieś na jesień 1218 roku Mściwój poszedł na akcję nad brzeg Odry. Walońscy tkacze, Gallowie skarżyli się na jakość wełny, sprzedawanej przez książęcego namiestnika. Rwała się przy czesaniu i trzeba było ją przeznaczać na wojłok, co najwyżej filc. Okazało się, że nadodrzańskie łąki, na których wypasano owce ulubiły sobie Wodnice i Łobasty wylegując się w trzcinowiskach i bacząc by zwodzić młodych pastuchów. Obecność aury Faerie i psoty utopców sprawiły, że owcza sierść faktycznie była nędzna.
Pokropieni wodą święconą przez proboszcza od św. Świerada, zbrojni poszli w październikowy ranek przegonić potwory z mokradeł. Mściwój pamiętał, że z 12 chłopa wróciło trzech, w tym on sam. Od tego dnia postanowił, że porzuca służbę u grododzierżcy i wynosi się w góry na południe, byle dalej od rzek i utopców.
Tak trafił do Rychbachu, gdzie zimą 1219 roku zwerbował go Odomir na służbę w Zgromadzeniu Zakonu Hermesa niedaleko Bielau. Mściwój miał nadzieję, że obecność Magów uchroni go przed kontaktem z jakimkolwiek plugastwem jakie może wypełznąć z wody…