Jesień AD 1222

Sezon jesienny obejmuje miesiące: wrzesień, październik i listopad

Wrzesień 1222

Badania Dalegora

Wyuczywszy się dokładnej sekwencji ruchów od Bohumila, Dalegor coraz częściej jął wstępować na Ścieżkę, byle prędzej dotrzeć do Regio. Wstawał skoro świt, w pośpiechu jadł śniadanie, zabierał zapasy (uprosił Mojmirę, by każdego ranka przygotowała dla niego strawę na cały dzień), zarzucał wielką sakwę na ramię i zaczynał swój spacer.

Jako punkt centralny wybrał sobie ruiny. Chodził wszystkimi ścieżkami, licząc dokładnie kroki. Próbował potem naszkicować mapę rysikiem na drewnianej desce. Każdy dzień przynosił nowe znaleziska i liczba elementów na mapie znacząco się powiększała. Wyspa w znacznej mierze nie była zamieszkana. Oczywiście mgła i dziwny, mgielny obiekt towarzyszyły mu prawie zawsze, ale bez oznak wrogości czy większego zaciekawienia. Nie dostrzegł żadnych większych zwierząt, jedynie ptaki zawzięcie świergotały w gęstwinie drzew.

Najwięcej czasu spędzał jednak badając mglistą istotę, którą później zidentyfikował jako żywiołaka. Nie miał na początku pewności, czy byt jest związany z wodą czy powietrzem. Jednakże później zdecydowanie stwierdził, że to wyjątkowy Nenupharus - odmiana żywiołaka powietrza związana z obszarem i zjawiskiem mgły. Nebula - bo tak nazwał żywiołaka - nie był ani starożytnym, ani potężnym bytem. Miał wiele cech - jak odkrył Dalegor - charakterystycznych dla tych istot, ale wyróżniał się wybitną, nadludzką wręcz inteligencją. Dalegor nie słyszał by żywiołaki były bardziej inteligentne od mądrze szkolonych psów. Ten jednak rozumiał niemiecki i komunikował się budując obrazy z mgły. Co było czymś nadzwyczajnym.

Po wielu tygodniach trudnego kontaktu - Nebula był niecierpliwy i nie potrafił prowadzić wielowątkowych „konwersacji” - Dalegor doszedł do wniosku, że to Stefanus Eruditus przyczynił się do stworzenia i wyszkolenia Nebuli. Jaki miał w tym cel ich Założyciel - tego nie wiedział. Analizował też wizje, jakie Nebula przedstawił Ambrożowi. Żywiołak zdawał sobie sprawę z istnienia czegoś wybitnie magicznego na wyspie. Obraz czterech ludzkich istot - zapewne Magów - odchodzących z zakresu percepcji żywiołaka, niosących na ramionach konstrukcję w której ukryty był ów przedmiot emanujący mocą - to niewątpliwie potwierdził. Próbował dociec istoty przedmiotu. Nebula bardzie „opowiadał” mu o wrażeniach fal mocy, niż o kształcie artefaktu. Ale Dalegor rozumiał, że mogła to być Smocza Łza, jak od początku zakładał. Bazował na swej wiedzy o legendach i bajaniach na temat smoków.

Co do samej istoty Nenupharusa - wedle badań Dalegora - podlegał on wszelkim zaklęciom formy Auram. Dopytywał się Nebuli czy potrafi bronić się w zagrożeniu, na co ten ujawnił mu duszącą moc, omalże nie pozbawiając Maga przytomności. Z chęcią zaprezentował mu też inne moce, które Dalegor skrzętnie opisał i skonsultował z konfratrami. Pytał go o ruiny, ale ten pokazywał, że struktura była tu od zawsze. To potwierdziło założenie Maga, że Nebula może mieć góra dekadę, albo i jeszcze mniej, a wydarzenia które opisuje i pamięta, działy się całkiem niedawno. Było to dla niego bardzo zastanawiające, czym nie omieszkał podzielić się z Ambrożem i Bohumilem.

Powrót z krucjaty

Szczęśliwie w połowie września cała drużyna Alba Amnis wróciła do Zgromadzenia. Ostatnie starcie z olbrzymem i grupą pruskich wojów każdy z grogów przypłacił ciężkimi obrażeniami. Ale rany nie zagrażały ich życiu i Ambroż łaskawym okiem patrzył jak całą jesień Odomir, Atylla i Mściwój wylegują się w łóżkach wracając do zdrowia.

Dobromił zyskał w oczach Princepsa gdy wyłożył na stół pruskie dobra zrabowane z chramu, jakie komtur Rudiger pozwolił mu zabrać. Z całą pewnością po ich korzystnej wymianie na srebro Zgromadzenie zyska znaczny zastrzyk finansowy. Borys całe wieczory spędzał muzykując i snując opowieści z wyprawy, czym zbierał przy ognisku praktycznie wszystkich mieszkańców Zgromadzenia (za wyjątkiem Magów oczywiście) i nawet rodzinę Borsuków. Za to noce upływały mu pracowicie na nadrabianiu zaległości z Mojmirą. W końcu nie widział się z dziewczyną od kilku miesięcy.

Jaromir za to postanowił powrócić do zwyczaju wymykania się ze Zgromadzenia i łażenia po Bielawie. Nawiązał kilka ciekawych znajomości i pilnie obserwował postęp budowy kościoła.

Październik 1222

Stado

W końcu przyszedł czas, by przenieść stado owiec z przełęczy Łaszczowej w okolicach Barda na ziemie Zgromadzenia. Cała inicjatywa zajęła Tytusowi, Przecławowi i madziarskim pomocnikom cały tydzień. Tomiczek już pod koniec sierpnia skończył budowę całkiem sporej owczarni i małej stodółki. Z pomocą młodych Borsuków prace poszły całkiem sprawnie. Stadko owiec nieco się skurczyło, ale taką mieli umowę z Sobiesławem. Z 14 tegorocznych jagniąt połowę zostawili komesowi (Tytus wybrał większość tryczków, zostawiając maciorki sobie). Od razu też zostawili w Bardzie dwie dorosłe owce, na podatek dla księcia. Pogłowie stada i tak przekraczał 3 dziesiątki, więc Przecław był zadowolony.

Bohumil bardzo sprawnie poradził sobie z Dworowym. Faerie zaakceptowała zaproszenie Maga i zaklęta w suchym kosturze, bezpiecznie dotarła do Alba Amnis. Bohumil przykazał jej, by pod żadnym pozorem nie krzywdziła Borsuków, którzy odtąd mieli opiekować się stadem. Zezwolił też, by mogła podjadać smakołyki wynoszone z kuchni specjalnie dla niej. Przecław potem pilnie zalecił Mojmirze by pilnowała nowej tradycji. Dziewczyna, dobrze znająca Faerie wiedziała co Dworowik może szczególnie lubić.

Kolektor z Kemenz

Jak co roku na jesień, pod przewodnictwem przeora Mikulasza, zastęp zbrojnych i kościelny kolektor przybyli po dziesięcinę i świętopietrze. Przeor jak zwykle chwalił pod niebiosa mądrość Princepsa i zapraszał Magów do kamienieckiego opactwa, by towarzyszyli opatowi Wincentemu w uroczystościach Narodzenia Pańskiego. Jak zwykle skrzętnie przeliczył denary w szkatule. I gdy już odchodzili wypowiedział dziwną prośbę. Otóż opat słyszał, że mają nadzwyczaj zdolną praczkę. Zapragnął by odwiedziła go w opactwie, oczywiście w towarzystwie zbrojnych i oceniła, czy poplamione ornaty i szaty zabrudzone krwią z polowania, mogłyby zostać uprane i odnowione. Ambroż nie dał po sobie poznać zdziwienia i odparł, że porozmawia z famuluską. Tomira - ku jego zaskoczeniu - nie miała absolutnie nic przeciwko i usilnie prosiła Ambroża by przystał na prośbę przeora.

Madziarzy

Przecław poprosił Atyllę, by pomógł mu z jego byłymi podkomendnymi, którzy ze stadem owiec przybyli do Alba Amnis. Gergej, Ontol, Sziposz i Isztvan byli co prawda wojami, ale wywodzili się z grodów i ze wsi, każdy miał też inne umiejętności. Cała czwórka ze łzami powitała swego dowódcę, widząc jakim szacunkiem się cieszy u możnych Magów, których do tej pory bardziej sobie wyobrażali niż rozumieli. Nauka polskiego, jakiej podjął sie Przecław, szła im z różnym skutkiem. Więc radośnie zaczęli przekrzykiwać się po węgiersku, budząc zaniepokojenie Borysa. Rusin słysząc nienawistną mu mowę, aż wyszedł przed częstokół podejrzliwie przyglądając się radosnym Madziarom. Co prawda przebaczył Atylli jego paskudne pochodzenie, gdy ten dowiódł swej wartości na krucjacie. Ale widząc brudnych pastuchów, którzy z daleka cuchnęli owczym łajnem, na nowo nabrał podejrzeń co do zdradzieckiej krwi i przewrotnego charakteru węgierskiej rasy.

Sziposz i Ontol z racji swych zdolności mieli wspomóc pracę młynarza Zbysława i rymarza Maćka w Rychbachu. Gergo i Isztvan miel zaś zostać na miejscu, w chacie, którą Tomiczek postawił nieopodal domostwa Borsuków. Gergej pochodził z grodowej rodziny tkaczy i Przecław miał nadzieje zorganizować porządne krosna od wrocławskich Walonów, którzy pracowali dla księcia. Ambroż - widząc w tym możliwość zysku - zgodził się na wszelkie koszty. Isztvan pochodził z okolic Wielkiego Waradynu i był całkiem dobrym myśliwym. Co prawda Tytus kręcił nosem, że nie czuje się stary i może zadbać o mięsiwo dla całego Zgromadzenia, ale Przecław argumentował znaczącym wzrostem czeladzi i nowymi potrzebami.

Bielawa

Jaromir zadzierzgnął bliższą znajomość we wsi z Kuno Schneiderem, ponoć doświadczonym myśliwym, który zawsze wie, gdzie można znaleźć zwierzynę. Choć nikt nigdy nie widział, by oprawiał na podwórzu jakiegoś zająca. Jaromir odkrył, że Kuno jest kimś więcej niż tylko myśliwym – Sas prowadził ukryte barcie w ostępach, skąd pozyskiwał książęcy miód. Gdyby Hermann o tym się dowiedział, Kuno mógłby skończyć wygnany albo z pętlą na szyi. Kuno znał się na lesie jak nikt inny i wiedział, gdzie można się skryć na dzień lub dwa, jeśli ktoś szuka schronienia. Jaromir postanowił przekonać go do siebie.

Ale nie wszystko szło gładko jakby Kuno tego chciał – pewnego dnia jedna z barci została zniszczona, a miód rozlany po ściółce. Wściekły Kuno nie podejrzewał ludzi. Twierdził Jaromirowi, że to sprawka „leśnego ducha”, który daje mu znak, by zaprzestał zbierania miodu. Oczywiście Jaromir nie omieszkał podzielić się tą wiedzą z Magami, zwłaszcza z Bohumilem. Czeski Mag odradzał tylko, by nie wspominać o tym Dobromiłowi. Na szczęście Joannita wyruszył tydzień temu z grogami do Barda.

Jaromir z niepokojem patrzył jak budowa kościoła w Bielawie postępuje. Przy okazji bliżej poznał Martina Zimmermanna, cieślę który zarządzał budową kościoła. Spędził z nim kilka pogawędek usiłując zdobyć informacje. Ale bardziej interesował go fakt, że Martin ma córkę Brigitte, młodą, bystrą i ciekawą obcych. Sama nigdy nie zaczepiłaby Jaromira, ale nie przeszkadzało to jej wymieniać znaczących spojrzeń. Jaromir nie ograniczył się do szczerzenia zębów i mrugnięć. Nie raz zostawiał bukiet leśnych kwiatów wetknięty w okno, wrzosy, krwawniki i dzielżany jeszcze kwitły mimo chłodnych nocy. Od Martina się dowiedział o nowym gościu w Bielawie, przyszłym proboszczu.

Ojciec Konrad von Magdeburg, przybył do Bielawy by zostać na zimę i poznać się ze społecznością. Hermann udzielił mu gościny. Jaromir miał okazję poznać osobiście proboszcza. I stwierdził, że jest on inny niż wiejscy duchowni – wykształcony, mówiący biegle po łacinie, a jego niemiecki był elegancki i precyzyjny. Konrad nie jest zwyczajnym proboszczem – zna dobrze doktrynę biskupa Wiggera z Magdeburga i jest świadomy istnienia pewnych dziwnych zakonów i organizacji, które działają na Śląsku. Nie mówi tego otwarcie, ale zdaje się wiedzieć więcej o „bractwie Hermesowym”, niż powinien. Wieśniacy byli nim oczarowani – sprawiedliwy, dobry mówca i dobrotliwy opiekun. Ale Jaromir zauważył pewien niepokojący szczegół – kapłan czasem spoglądał z niechęcią na las porastający góry otaczające Bielawę, jakby wyczuwał w nim coś złowrogiego. Zdał dokładną relację Ambrożowi.

Dobromił

Dobromił, po krucjacie, wrócił do patrolowania okolic i odbudowywania sił, ale jesienią dotarły do niego wieści o napadach na kupców w rejonie przełęczy czeskiej. Wraz z Gosławą, Tytusem i kilkoma zbrojnymi z Barda wyruszył na ich poszukiwanie, wcześniej rzecz jasna prosząc o zgodę komesa Sobiesława. Przez 2 tygodnie szukali ich tropu po okolicznych górach, by w końcu znaleźć ich obozowisko i zabić trzech. Jednego pojmali żywcem i dostarczyli do komesa, ten zaś spektakularnie go osądził i ukarał publicznie przez tortury i obwieszenie w Bardzie.

Po wojnach między Śląskiem a Czechami oraz konfliktach między książętami, wielu wojowników utraciło pracę i przeszło na bandycki tryb życia. Dobromił podejrzewał, że wśród zabitych był były żołnierz wojsk czeskich lub nawet dezerter z załogi granicznej. Zbyt dobrze się bili, by być zwykłymi zbójami.

W opuszczonym obozie bandytów znaleźli skrzynię z monetami i drobiazgami. Wśród łupów były także monety bite w Czechach oraz listy przewozowe od handlarzy, których jeszcze nie obrabowano. Przynajmniej komes nic o tym nie słyszał. Sobiesław się zastanawiał, czy ta grupa była jedyną bandą i czy napady nie były częścią większego planu? Podziękował Dobromiłowi i obiecał bliżej przyjrzeć się sprawie. Pozdrawiał również Magów z Alba Amnis.

Listopad 1222

Zgromadzenie

Bohumil zakończył proces filtrowania Vis z żołędzi zebranych przez Borsuków. Ten rok był obfity - chyba natura chciała się zrekompensować za wiosenne powodzie. Młodzi serwienci zebrali w sumie dwa tuziny worków żołędzi. Pieczołowicie szukali potem tych szczególnych, jakie opisał im Bohumil. Wybrali dobre trzy czepce magicznych orzechów. Resztę - za radą Tytusa - rozsypali w miejscach, które myśliwy im wskazał. Wraz z Isztvanem planowali zasadzać się na dziki, ktore o tej porze roku stadami przychodziły na polany pod dębami, szukać przysmaków w skorupkach.

Bohumil przez parę tygodni rozcierał i suszył żołędziową miazgę. A potem destylował wywar z wygotowanej masy. Skoro ta jesień przypadła mu w obowiązkach zbierania Vis, a Herbam była mu najbliższa, postanowił dostroić aparaturę alchemiczną tak, by wydobyć jak najwięcej esencji. Oczywiście nie spędzał całych dni w laboratorium. Ale zawsze skrzętnie zamykał na klucz podczas swojej nieobecności. Kilka razy wybrał się do Regio, zbierając pomarańczowe grzyby dla Mojmiry. Przyniósł ze sobą pokaźny zbiór nasion dziwnego łopianu i cebuli. Postanowił spróbować czy rośliny z magicznego Regio mogą na wiosnę wyrosnąć w ziemi śląskiej.

Miał też trochę zachodu z Jaromirem i jego wycieczkami do Bielawy.

Bielawa

Pewnej nocy ktoś ukradł z chaty Kuna beczkę miodu i narzędzia do gorzelnictwa. Ślady prowadziły do starej piwnicy pod opuszczoną chatą na skraju lasu, ale w środku nie było nikogo. Jaromir towarzyszył wieśniakowi, bo zawarli już bliższą znajomość. Chata była opuszczona i zaniedbana, ale Jaromir znalazł dziwny znak wyryty w belce stropowej – może to stary symbol, może coś więcej? Oczywiście w środku nie znaleźli beczki. Nawet pustej. Jaromir się zastanawiał czy to sprawka zwykłych złodziei, czy ktoś próbuje wysłać Kunowi ostrzeżenie? Może nowy kapłan chce pozbyć się „grzesznego” procederu Kuna? A może… ktoś lub coś innego chce powstrzymać ludzi przed wchodzeniem do lasu?

Wrocławianin przyszedł z tym do Bohumila. Nie chciał niepokoić Kuna, więc kiedy się upewnił, że Sas wyprawił się do górskiej puszczy, odwiedził opuszczoną chatę z Magiem, tak by nie wzbudzić zainteresowania wieśniaków. Bohumil przez chwilę tylko badał znak. Podejrzewał Sidhe. Wieczorem jeszcze upewnił się u Mojmiry, czy aby dobrze rozpoznaje runę. Kucharka potwierdziła, że Sidhe z Letniego Dworu oznaczali w ten sposób swoją własność. Poszedł więc z Jaromirem do Ambroża. Fakt, że Sidhe interesują się Bielawą i to w momencie gdy zaczyna się tam budować kościół, był niezwykle intrygujący. Zaczęli zastanawiać się, jak obrócić to na swoją korzyść.

Ambroż polecił Jaromirowi śledzić Kunona. Wkrótce wiedzieli już w jakich okolicach Sas ma „swoje” barcie i gdzie będzie chodził wiosną, jak tylko dzikie pszczoły zaczna loty na pożytek.

Zgromadzenie

Dobromił pod koniec listopada zaczął naprawy na placu ćwiczebnym. Często fukał na Odomira i Borysa, którzy trenowali swoje strzeleckie umiejętności, by zeszli mu z oczu i ćwiczyli „gdzieindziej”. Joannita zapalił się do pomysłu podrzuconego przez Rusina, by zimę spędzić na pięściarskich zapasach na placu. Musiał więc wszystko odpowiednio przygotować.

Od czasu do czasu przechadzał się też wokół Alba Amnis. Zaglądał do Madziarów. Rzadko widział Isztvana - ten na poważnie wziął swoje obowiązki i chodził za Tytusem krok w krok, czym doprowadzał myśliwego do szału. Gergej jednak zaopiekował się Borsukowymi dziewkami i pod jego okiem przędły spory zapas wełny jaki pozostał po jesiennej strzyży. Madziar, łamanym polskim, opowiadał rycerzowi jak to uczynił miejsce pod warsztat i czeka z niecierpliwością na nowe krosna, które Przecław obiecał zdobyć przed nowym rokiem.

Pod koniec miesiąca Dobromił doczekał się wreszcie porządnej tarczy, którą Przecław zamówił u Świdnickich rzemieślników. Porządne dębowe drewno okute żelazną blachą i wzmocnione umbo. Joannita postanowił wprawiać się w machaniu buzdyganem w parze z tarczą.

Jaromir nie przestawał znikać. Jego wypady do Bielawy stały się coraz częstsze. Pewnego dnia zadziwił Bohumila, gdy go poprosił, by ten u stworzył bukiet wiosennych kwiatów. Dla Bohumila Muto Herbam było przyjemne, więc przystał na prośbę Jaromira i z jesiennych badyli uczynił przepiękny wiosenny bukiet.

Żeby nie było, że Jaromir smali tylko cholewki do Brigitte, często gościł u Hansa Schmitta, frankońskiego garncarza, który uprawiał rolę w Bielawie. Pod pretekstem ciekawości wykonywania tak pożądanego zawodu, Jaromir wybadał potrzeby garncarza w zamyśle przyszłego zarobku, a może i intratnej kooperacji. Zwłaszcza, że dwuletnia umowa z Hermannem wkrótce miała wygasnąć.

Ambroża trochę niepokoiła wizyta magdeburskiego proboszcza w Bielawie. Myślał, by tę sprawę poruszyć na zbliżającym się corocznym zebraniu Rady Magów. Póki co, opierając się na opowieściach Borysa i Dobromiła, postanowił napisać list do kanclerza Idziego. Wyraził w nim troskę o zdrowie kapłana, ale też zainteresowanie opinią księcia Henryka o krucjacie. Polecił Jaromirowi, by ten dostarczył list do świdnickich grodowych i opłacił kuriera do Wrocławia. Liczył, że kanonik zdąży odesłać odpowiedź nim spadną śniegi, a szlaki staną się dostępne wyłącznie dla desperatów. Niestety nie doczekał się rychłej odpowiedzi, bo z pierwszym dniem grudnia sypnęło i nie przestawało przez tydzień.

Życie w Bielawie zamarło, podobnie jak aktywność w Alba Amnis. Cała trójka Magów spędzała dnie w cieple swoich izb studiując grube tomy Summae. Borys z Dobromiłem robili hałas na placu, brodząc w śniegu i okładając się pięściami. Przecław podliczał finanse Zgromadzenia i zapisywał sobie listę zamówień, którą musi zrealizować po nowym roku. Tomira, pod opieką Mścisława dotarła do opactwa norbertanów. Ambroż miał niejasne przeczucie, że jej obecność w Kemenz nie jest dziełem przypadku. Biorąc pod uwagę pogodę, nie spodziewał się jej rychłego powrotu. Zastanawiał się, czy dziewka zostanie w opactwie do Bożego Narodzenia i wróci dopiero z całym orszakiem Alba Amnis, co byłoby wielce prawdopodobne.

1222_jesien.txt · ostatnio zmienione: przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG