Lato AD 1223 - Krucjata Pruska
Sezon letni obejmuje miesiące: czerwiec, lipiec i sierpień
Czerwiec 1223
Pierwsze starcia
Śląska armia księcia Henryka - w porozumieniu z księciem Konradem, Leszkiem i pomorskim namiestnikiem Świętopełkiem - rozlokowała się na prawym brzegu Wisły. Od początku czerwca AD 1223 wojowie chorągwi Wleńskiej, Otmuchowskiej i Strzegomskiej parli na wschód, niszcząc pruskie obozowiska i nieliczne wioski, które wskazali im wysłannicy biskupa Christiana.
W ciągu kilku tygodni oczyścili Ziemię Chełmińską wypierając pruskich wojów i doszczętnie paląc wioski, które w wyniku presji Prusów z głębi ich ziem, przeszły na powrót na wiarę przodków. W tym czasie Konrad wraz z małopolanami Leszka, skutecznie wdzierał się od południa i wschodu na ziemie pruskie, ruszając z Golubia i Brodnicy. Oswobodzili Ziemię Michałowską i spalili kilka grodów pruskich poza granicami Ziemi Lubawskiej walcząc z plemieniem Sasinów.
W tym czasie chorągiew bardzka wraz z częścią książęcych drużynników i wleńskich rycerzy, pracowała na zapleczu dbając o obozy, zaopatrzenie i wygody dostojników kościelnych, którzy podróżowali z władcą Śląska. Podczas jednej z późno-czerwcowych przepraw przez Wisłę, wozy z zaopatrzeniem zostały porwane przez nurt, a kilku mniej wprawnych w pływaniu dworskich, straciło swoje życie. Książę nakazał nowemu komesowi, Dzierżkowi, by ten zebrał swą chorągiew i zrobił kilka wypadów na wschód, łupiąc pruskie wioski i chramy, i przygotował zaopatrzenie tyłów śląskiej armii.
Lipiec 1223
Śmierć na przeprawie
Do połowy lipca, ani Borys, ani Dobromił nie uczestniczyli w boju. Ale armia śląska zapuściła się daleko na ziemie pruskie w lasy, bagna i oczerety na wschód od Wisły. Henryk wyznaczył kasztelanii bardzkiej zaopatrzenie. Wojowie Dzierżki złupili i puścili z dymem kilka wiosek prusów. Komes miał udać się w ustalony punkt, wraz z taborem 6 wozów, nad którymi pieczę trzymał Jaromir. Wszystko szło dobrze. Do południa czeladź załadowała wozy do pełna złupionym ziarnem i spyżą, a także całym sprawionym dobytkiem z kilku wiosek. Kozie tusze, połówki wieprzów, a nawet poćwiartowane woły upchano w beczki i zasolono. Drób poszedł do klatek. Wojowie złupili też mały chram i ostatni z wozów, którym powoził Jaromir, uginał się pod skrzyniami ze zdobycznym srebrem, jantarem i pogańskimi wotami.
Komes zarządził odwrót. Mieli nadzieję dotrzeć do większego obozu, jeszcze przed zmierzchem. Nieszczęścia się wydarzyły podczas przeprawy przez większy bród leśny, na jednej z nienazwanych rzeczek. Zwiadowcy Dzierżki, którzy przezornie zabezpieczali tyły karawany, rychło donieśli o dużej grupie wojów pruskich, ścigających ich śladem wozów. Ponad 3 dziesiątki wojowników ścigały tabor, ledwie obsadzony przez dwudziestu Ślązaków, w tym woźniców i czeladź.
Dzierżko zdał dowodzenie Borysowi, rozkazując mu nie przepuścić przez bród napastników i ochronić wozy. Sam wraz z giermkiem odrzucił broń i ściągnął kolczugę, by ulżyć wierzchowcowi i w te pędy ruszył ku obozowisku, by przyprowadzić odsiecz. Do obozu było kilka mil, więc Borys spodziewał się że w dwa-trzy pacierze winni tam dotrzeć. Sam wjechał na wyższy brzeg rzeki i obserwował sytuację. 5 wozów z zaopatrzeniem, szczęśliwie przejechało na drugi brzeg. Ale gdy wóz Jaromira utknał z ciężarem na srodku płycizny, dojrzał już biegnące zastępy pruskich zbrojnych.
Duża grupa wojowników wbiegła w środek płycizny i obsiadła jak muchy zwartą grupkę rycerzy i wojów śląskich. Większość była na piechotę, więc walka rozgorzała wokół wozu Jaromira. Kilky rycerzy było jednak konno, ci więc ruszyli ku grupie Prusów, licząc, że rozbiją ich atak i rozproszą.
Borys widząc, jak Jaromir ledwie umyka przed pruskim toporem, ratując się w nurcie rzeki pod wozem, nakazał Dobromirowi, by ten chronił tabor i wóz i zablokował doń dostęp. Joannita pognał wierzchowca w grupę wojów, jaka otoczyła trzech Ślązaków. Mieli nad nimi prawie trzykrotną przewagę.
Borys popędził konie w głąb rzeki, rozepchnął dwóch wojów, odbijając drzewca ich włóczni i przebił trzeciego grotem długiej włóczni. Ale Prusowie otoczyli jego konia i zablokowali dalszą drogę, kłując go od dołu oszczepami. Ledwo uchylił się przed grotem ciśniętego z brzegu oszczepu, odrzucił więc włócznię i chwycił za miecz rąbiąc z całą mocą po pruskich łbach. Przedarł się, roztrącił oszczepników i najechał na wodza Prusów, wykrzykującego rozkazy z drugiego brzegu.
Koń Dobromiła stanął dęba, ostro poraniony przez otaczających go wojów. Joannita ledwo utrzymał się w siodle. Za plecami miał wóz, spod którego wypełzł Jaromir, brodząc w wodzie i zmierzając do koni, które niebezpiecznie szarpały dyszlem. Rycerz opędzał się dwóm Prusom, usiłującym zedrzeć go z siodła i zakłuć włóczniami. Widział co dzieje się z Borysem. Rurykowicz właśnie ściął głowę pruskiemu liderowi, Dobromił postanowił więc wykorzystać okazję i spiął konia do skoku. Chciał się uwolnić od włóczników siedzących mu na karku. Koń spłoszył się i zamłócił wodę zadnimi nogami. Dobromił zdołał odbić cios z prawej strony gruchocząc drzewce włóczni. Jednakże wojownik uczepiony jego strzemion z prawej, wykorzystał całą swoją krzepę i wbił rycerzowi włócznię pod lewą pachę, tam gdzie rękaw kolczugi był zamocowany rzemieniami.
Dobromił poczuł paraliżujący ból lewej ręki i ujrzał długi grot włóczni wychodzący mu spod lewego obojczyka. Nie mógł oddychać, ani tym bardziej panować nad koniem. Zimne odrętwienie sięgnęło mu żołądka, w uszach dzwoniło i słabość ogarnęła członki. Wypuścił miecz i wodze, zawisł ciężarem na włóczni i stracił przytomność. Pruski wojownik, ściągnął nabitego na grot rycerza wprost pod kopyta jego wierzchowca, który dziko rżąc wyrwał się na brzeg i pogalopował w las.
Borys widząc co się dzieje ruszył w głąb brodu. Widział, że sytuacja jest krytyczna a Prusowie usiłują ich okrążyć i wyrżnąć, a potem doścignąć resztę wozów. Krzyknął na Atyllę i Mściwoja, by chronili Gniewka Sobiesławica, otoczonego przez wrogów. Widział, że Jaromir dzielnie radzi sobie z wozem, ciągnąc za pyski konie, które powoli wywlekały ciężar z nurtu i mielizny. Nie dostrzegał jednak Dobromiła, co napawało go niepokojem. Na szczęście wkrótce przybyła odsiecz z obozu i udało się przegonić Prusów.
Straty po stronie śląskiej były jednak znaczne. Uratowano cały tabor, za co książę osobiście podziękował Borysowi. Dziewięciu wojów stracili. Rycerz Herman z Waldenburga był poważnie ranny. No i Dobromił, którego wydobyli z rzeki, był w krytycznym stanie. Najbliższa noc miała zadecydować o jego życiu. Borys miał nadzieję, że silny organizm Joannity sobie poradzi. Komtur Rutygier przysłał swoich bakałarzy, by zajęli się raną Dobromiła. Jednakże ogarnęła go już gorączka krwi. Do północy nie odzyskał świadomości. Rankiem był już martwy. Jego śmierć mocno odbiła się na Borysie i Jaromirze, z którymi był najbliżej. Również bracia ze Strzegomia opłakiwali rycerza. Gniewko był bardzo zasmucony, obwiniając się, że nie zdołał wcześniej wyciągnąć go z rzeki. Książę Henryk obiecał Borysowi, że zadośćuczyni za tę stratę.
Komtur Rudiger chciał upamiętnić Dobromiła i pochować go na cmentarzu strzegomskim. Był lipiec i przy takich upałach raczej nie byłoby możliwe dowieźć zwłok w całości, licząc dobrych 6-7 dni które musiałby pokonać wóz z ciałem rycerza. Czekał więc na decyzję Borysa, co zrobić z ciałem i gdzie je złożyć.
Sierpień 1223
Przeszpiegi u Pomorzan
Dwa tygodnie po potyczce na przeprawie, kanonik Idzi zwrócił się do Borysa z delikatną prośbą. Otóż książę Henryk miał w podejrzeniach namiestnika Świętopełka, iż ten nie do końca jest oddany sprawie krucjaty i przy okazji załatwia swoje interesy. Obawiał się nie tyle zdrady namiestnika, ile jego konszachtów z Niemcami. Chciał więc sprawdzić pogłoski i ich prawdziwość. Borys mile połechtany zaufaniem kanclerza, od razu zaproponował usługi Jaromira. Wrocławianin słynął ze swojego sprytu i zdolności infiltracji dobrze strzeżonych miejsc. Idzi zaproponował, by kilku zbrojnych towarzyszyło Jaromirowi, a ten niepostrzeżenie przedarłby się do obozu Pomorzan.
Kupiec miał odmienny plan. Zaproponował oficjalną wizytę kogoś delegowanego z ramienia księcia. On byłby skromnym członkiem orszaku i w stosownym momencie oddaliłby się od grupy. Mądrze doradzono, by wysłać Joannitów ze Strzegomia. Rudiger zaniósł więc ustne poruczenie od śląskiego władcy do uszu Świętopełka. Jaromir zaś przebrany za służebnego, gdy zapadła noc wspiął się na wielki dąb, pod którego konarami namiestnik rozłożył swój namiot. Przygotował się na długie i cierpliwe podsłuchiwanie.
Wcześniej jednak zainteresował się jeńcem, którego więziono w drewnianej klatce. WYglądał na kogoś znacznego, ale związany był w kij. Jaromira zainteresował pierścień z rubinem, na palcu więźnia - najwyraźniej nie tknięto jego dóbr, co utwierdziło kupca, że osobnik ten mimo klatki, otoczony jest szacunkiem. Pierścień zaś dziwnie kojarzył mu się z bractwem hermesowym. Obserwował więc jeńca dokładnie. Korzystając z ciemności podszedł doń po cichu i zagadnął po niemiecku. Więzień rozumiał niewiele, był zakneblowany więc mógł tylko kiwać głową. Ale i tak zainteresował Jaromira.
O poranku jego drużyna pożegnała Pomorzan, ci zaś zaczęli przygotowania do uczty wieczornej. Świętopełk wieczorem miał gościć rycerzy z Brandenburgii.
W istocie. Namiestnik nie knuł żadnej zdrady wobec Piastów. Zależało mu jednak by Brandenburczycy zabrali więzionego kapłana Prusów i przekazali go biskupowi Christianowi w Zantyrze, gdzie ten ostatni urządził sobie biskupstwo. Zapewne Świętopełk chciał zaskarbić sobie łaski biskupa. Niemcy chcieli nakłonić namiestnika do współpracy przeciwko Henrykowi, z którym mieli zwadę o Lubusz. Świętopełk jednak wzbraniał się przed tym, naciskając by spełnili jego wolę, a o wszelkich knowaniach go nie informowali. Za dwie niedziele miał przybyć zbrojny orszak, by przejąć więźnia i odesłać go do Zantyru.
Takie też wieści Jaromir przekazał kanonikowi Idziemu, gdy szczęśliwie wrócił po kilku dniach z pomorskiego obozowiska.
Odbicie jeńca
Nie upłynęło wiele dni, gdy kanclerz zawezwał Borysa i Jaromira do siebie. Zbrojni z Barda pozostali przy obozie książęcym i strzegli łupów zdobytych na Prusach. Powiadano, że wyprawa dobiega końca i część Małopolan już wracała do Ziemi Krakowskiej. Ponoć książęta uzgodnili nową służbę „Stróże” i Konrad Mazowiecki zalecił budowę wielu stanic na Drwęcy. Okoliczne wsie były zobowiązane do utrzymania fortyfikacji, a także odziania i wykarmienia załóg. Mieli też dostarczać zbrojną młódź na wsparcie. Henryk, Leszek i Konrad zgodzili się, by z każdego księstwa delegować zastępy zbrojnych rycerzy, którzy mieli wymiennie strzec granic przed pruskimi napadami.
Idzi wyłożył sprawy Jaromirowi i Borysowi. Zakładał, że Brandenburczycy zechcą uprowadzić jeńca i spreparować napaść pruską. Że taki znaczny jeniec mógłby posłużyć im do oczernienia księcia Henryka, w ramach sporu o Lubusz, przed papieżem, o konszachty z poganami. Kanclerz wyłożył im, że książę chce by odbili więźnia bez rozgłosu. Borys ostrożnie wypytywał o potencjalną śmierć więźnia, która może być dziełem przypadku w takich okolicznościach. Kanonik przyjął do wiadomości możliwą opcję, ale uznał ją za ostateczność.
Wyruszyli małym zastępem, z Atyllą i Mściwojem, by przygotować zasadzkę na Brandenburów. Niestety okazało się, że jeńca strzeże dziesiątka knechtów i dobrze uzbrojony rycerz na krępym, niezbyt wysokim koniu frankońskim. Odstąpili więc od ataku i postanowili napaść Niemców pod osłoną nocy.
Tak też się stało. W środku nocy, gdy załoga spała strzeżona przez 4 knechtów, Jaromir zakradł się do namiotu rycerza i zasztyletował śpiącego. Długo się wahał przed skrytobójstwem, do którego namawiał go Borys, ale w końcu uległ. Brandenburski graf stał się pierwszą ofiarą Jaromirowego skrytobójstwa na późniejszej, długiej liście. W sierpniową noc stracił ostatnie skrupuły mordowania ludzi. Dla ruskiego rycerza nie była to wielka sprawa, krwawy szlak ciągnął się za nim przez wszelkie pola bitew. Jednak wrocławski kupiec dotąd nie zamordował nikogo z zimną krwią. Owszem, walczył o życie kiedy było trzeba. Ale nie wbijał sztyletu w oczodół śpiącej ofiary. Toteż widok czarnej krwi, drgawki i spazmatyczne próby chwytania powietrza na długi wbiły się w jego pamięć i czasem wracały nocami w koszmarach.
Gdy nieco ochłonął, wypełzł z namiotu i dał znak czekającemu w ciemnościach Borysowi. Zaatakowali znienacka. Atylla ciskał celnie toporami, Mściwój szył z łuku, a Borys po prostu wpadł między strażników siekąc ostrym mieczem na lewo i prawo. Uśpiona załoga obudziła się w płonącym namiocie, a dwóch knechtów nie zdołał się wydostać z płomieni. Usiekli trzech strażników, reszta uciekła. Jeden z knechtów rzucił miecz i ukląkł prosząc o łaskę. Atylla w pierwszym odruchu chciał go zabić, ale potem pomyślał, że silny niewolnik przydałby się w Zgromadzeniu. Borys nie chciał o tym słyszeć. Nakazał Madziarowi by zabił bezbronnego. Nie był pod osłoną Aegis Zgromadzenia, więc klątwa nadal miała nad nim moc. Być może dlatego wydał taki rozkaz.
Jaromir zaś uwolnił jeńca i się z nim rozmówił, na ile tylko mogli się porozumieć. Olgierdas - tak bowiem zwał się pruski więzień - żywo zareagował na dźwięk słów Silesia. Dopytywał się czy Silesia jest aby wielka? Tak Jaromir rozumiał jego pytania o Grand Silesia. Obcy potwierdził swe związki z Zakonem Hermesa, wypowiedział nawet nazwę Zgromadzenia „Gaismas Gari”. Puścili go wolno. Obóz zostawili bez żadnej ingerencji, jedynie zabrali cztery wierzchowce, a Jaromir opróżnił kufer grafa i zapakował jego kaftan i kolczugę wiszącą na żerdziach. Idziemu opowiedzieli, że Prus nie przeżył napaści i zginął, więc pochowali jego ciało w oddali od obozowiska, by zasugerować że to Prusowie odbili więźnia i wymordowali załogę.
Przygoda: jakość 8
Borys: 5 pkt Awareness, 3 pkt Bows
Jaromir: 5 pkt Stealth, 3 pkt German language
Wszyscy: +2 confidence point