Tomiczek
Urodzony w dniu 13 marca 1190 roku w Jiczynie, dużej czeskiej osadzie. Podobnie jak i bracia, ojciec i dziad, na Tomiczka czekał żywot rzemieślnika
Dzieciństwo
W owym czasie Jiczyn był ludną osadą, choć jeszcze nie grodem miejskim. Dzieciństwo upłynęło Tomiczkowi szczęśliwie, bez poważniejszych kryzysów. Nie wyobrażał sobie stania się kimś innym, niż wolnym cieślą. Od najmłodszych lat towarzyszył braciom i ojcu w pracy, ucząc się nieświadomie podstaw rzemiosła
Nastolatek
Rok 1203 nie był udany. Tomiczek musiał porzucić rodzinne strony i udać się na Śląsk, wraz z rodziną. Ich pan, Dypold książę czasławski, został wygnany z Czech razem z braćmi przez Przemysła Ottokara, niedawno koronowanego w Pradze. Jednak na Śląsku nie było mu tak źle. Gdy po roku mieli wracać do Czech, Tomiczek postanowił pozostać. Zwłaszcza, że przydzielono go do prac w Trzebnicy, gdzie książę Henryk i Jadwiga ufundowali klasztor dla sióstr Benedyktynek. Tomiczek pracował tam jako uczeń cieśli, trudząc się przy wznoszeniu pierwszych zabudowań.
Tam też poznał pewnego młodzieńca, Wracimira, który podobnie jak i on pracował na chwałę bożą klasztoru. Obaj chłopcy zaprzyjaźnili się i postanowili być dalej nierozłączni. Tak było przez kolejnych 6 lat.
Dorosłość
Wiosną roku 1209 gdy Tomiczek miał już lat 19 wydarzyła się tragedia, która zaciążyła na jego dalszym życiu. Obaj z Wracimirem pracowali u mistrza Barnaby z Wrocławia i wkrótce mieli się wyzwolić z terminu zdając egzamin czeladniczy. Wracimira spotkała jednak tragedia. Spodobał mu się dzieweczka, córka młynarza z nowej osady. Najwidoczniej jednak dziewczyna wpadła w oko utopcowi, który zapewne zamieszkiwał pobliskie rzeczne szuwary. Wodnik nie znosił konkurencji i pewnego wieczora, gdy Wracimir - nieco już podpity - wracając z karczmy zbliżył się nad rzekę, utopiec pochwycił chłopaka, capnał za głowę i wciągnął w nurt rzeki. Wszystko to na oczach Tomiczka.
Od tego dnia, Tomiczek przysiągł unikać jak ognia wszelkich wodnych miejsc. Nie wchodził do stawów, czy choćby większego bajora. Rzekę pokonywał albo mostem, choćby myto miało go zrujnować, albo czółnem czy promem. Nigdy wpław.