Jesień AD 1223

Sezon jesienny obejmuje miesiące: wrzesień, październik i listopad

Wrzesień 1223

Powrót w połowie września Borysa i Jaromira bez Dobromiła był szokiem dla Zgromadzenia. Joannita - silny i żywotny - wydawał się wszystkim nieśmiertelny. Magowie chodzili zamyśleni, morale czeladzi spadło, a Anne - córka Hermana z Bielawy, która w tajemnicy miłowała się w rycerzu - przepłakała kilka nocy.

Nie mieli jednak czasu rozpamiętywać losów rycerza, gdyż kilka dni po przyjeździe krzyżowców do Zgromadzenia zawitał Bartłomiej z Łęczycy. Czerwonoczapki spędził w Alba Amnis kilka dni. Wysłuchał opowieści Borysa o krucjacie pruskiej i odebrał listy, które napisali Magistrowie. Pisma, jakie im wcześniej wręczył były dość znamienne. Tomasz z Łęczycy oszacował koszt wykonania pierścienia dla Sobiesława. Ambroż zanotował swoim srebrnym rysikiem na drewnianej deseczce, żeby ten temat poruszyć na najbliższej radzie. Volan z Rożnova odpisał na list Dalegora. Olbrzym sam go głośno odczytał, robiąc znaczące pauzy. W końcu poczuł się ważnym. Jednak najbardziej zaintrygował ich list Signuma Jednorękiego ze Zgromadzenia Heorot. Przeczytali go kilkakrotnie i zdecydowali rozważyć na Radzie.

Żeby tego było mało, to wędrowny mnich z Wrocławia przyniósł im pilną wieść od biskupa Wawrzyńca, a znany im brat Henryk z Kamieńca, dostarczył wiadomość od przeora Mikulasza dotyczącą Tomiry. Żadna z tych spraw nie mogła zostać zignorowana.

Postanowili - żeby zaoszczędzić czasu i zdążyć wręczyć pisma Bartłomiejowi - że Bohumil napisze list do Ondrasza, do Crintery, Ambroż odpowie Signumowi, a Dalegor napisze do Volana. Dość szybko podjęli decyzję, że wiosną przyszłego roku wyruszą do Rożnowa, a latem - z większą grupą grogów - udają się do Danii, odwiedzić Zgromadzenie Heorot.

Po odprawieniu Bartłomieja z listami i zasobami Vis dla mistrza Tomasza, Ambroż czym prędzej zorganizował jesienną Radę.

Rada

Wpierw rozważyli prośbę Przecława o fundusze na zatrudnienie mnicha, który by wyuczył zarządcę doskonałej łaciny. Nie, żeby Przecław nie umiał, ale część ksiąg jakie były w Zgromadzeniu napisano akademicką łaciną, a Przecław chciałby mieć do nich dostęp. Ambroż rozważył, czy nie lepiej wysłać go na zimę do Szkoły Katedralnej we Wrocławiu? Tak też postanowili. Środki na opłacenie czesnego i utrzymanie, Ambroż zdecydował przekazać Przecławowi ze swoich własnych zasobów.

Wyjazd do Wrocławia postanowili połączyć z wizytą w biskupstwie na komisji, która chciała zbadać żywot Dobromiła. Suplikacja Ambroża o uznanie go męczennikiem za wiarę odniosła tyle, że biskup Wawrzyniec zainteresował się tym tematem i poprosił książęcego kanclerza o rekomendacje. Tym samy Kanonik Idzi został zaproszony do zasiadania w komisji. Na radzie, Magowie postanowili udać się do Wrocławia zaraz po Wszystkich Świętych, przy okazji zabierając Przecława.

Cieśla Tomiczek - za pośrednictwem zarządcy - poprosił o podwyżkę od przyszłego roku. Magowie się nie wahali, był on bardzo cennym zasobem i w istocie pracował od świtu do nocy. Ambroż zgodził się więc na wyższe wynagrodzenie. Magowie zasugerowali też, by Tomiczek wziął czeladnika na służbę od przyszłego roku. Jak tylko obejmą zarząd nad Dębowiną, powinni wówczas wybrać jakiegoś zręcznego młodzieńca.

WIęcej czasu na rozważania zajęła im sprawa Opata Wincentego i jego nietypowej prośby o przysłanie Tomiry. Dalegor nieustannie podnosił odpowiedzialność Ambroża za służkę, jednakże princeps czuł się z tego zwolniony. Od chwili, gdy niewiasta odeszła ze starostą Sobiesławem nie poczuwał się do odpowiedzialności. Postanowili, że owszem - udadzą się do Kamieńca przed świętami, ale bez Tomiry. Ambroż jeszcze rozważał czy o prośbie Opata poinformować starostę, ale się wahał. I tak pod koniec października odwiedzi ich podprzeor Mikulasz, żeby zebrać dziesięcinę - wtedy porozmawia z nim na ten temat.

Na przyszły rok odłożyli sprawę budowy nowej wieży z kamienia. Pierwotnie to Dalegor miał za pomocą magii zająć się rozbudową Zgromadzenia. Ale już Przecław podniósł sprawę, by rozebrać stajnię i przenieść ja poza mury - i tak zdobyczne konie dzielą „wybieg” z owcami - miejsce po stajni mogłoby być zabudowane kamienną wieżą, mającą kilka kondygnacji, która stałaby się magicznym centrum, komnatami Magów, laboratoriami i generalnie miejscem w którym żyją, pracują i eksperymentują Magowie. Ich obecne Sancta mogłyby zostać przebudowane na domostwa dla specjalistów, uczniów bądź gości. Pomysł ten spodobał się Ambrożowi. Zaznaczył nawet wyraźnie, by Dalegor i Bohumil przyjęli do wiadomości, że to powinno być celem Zgromadzenia w przyszłym roku.

Na koniec zebrania rozważyli kwestię ciała Dobromiła. Rycerz został pochowany na cmentarzu kościoła św. Jana w CHełmnie, w części przeznaczonej dla rycerzy i duchownych. Zastanawiali się nad translacją. I zgodnie stwierdzili, że najwięcej zyskają na tym, by to komturia ze Strzegomia przyjęła prochy Dobromiła i pochowała je na przyzamkowym cmentarzu. Gdyby zaś się okazało, że spraw męczeństwa zostanie pozytywnie rozpatrzona - zyskali by dużą wdzięczność Strzegomia i samego komtura, unikając przy okazji tłumów pielgrzymów zdążających do Alba Amnis.

Październik 1223

Wizyta Hermana

Wczesnym październikiem, gdy liście zaczęły żółknąć a słońce coraz później wstawać - zasadźca Bielawy Hermann odwiedził Zgromadzenie. PRzyjechał na odpasionym wałachu, który bardziej przypominał beczkę na nogach niż konia. Przywiózł też Magom dary, wędzone kiełbasy, szynkę z wieprza i dzbany miodu.

Ambroż zaprosił go do sali obrad, Dalegor z Bohumilem również dołączyli, by uszanować gościa ale usiedli przy stole dość daleko, by nie deprymować Sasa wpływami swego Daru. Hermann od razu przeszedł do rzeczy wspominając o budowanym kościele. Na wiosnę 1224 spodziewa się, że ojciec Konrad na stałe zagości w Bielawie i będzie odprawiał msze w drewnianej kaplicy, póki kamienny kościół nie zostanie ukończony. Podziękował Magom za dar drewnianej figury najświętszej Marii Panny, przypomniał jednak, że zobowiązali się do zakupu złotych kielichów i świeczników dla kościoła. Tego roku latem fundamenty pod kościół zostały położone i mistrzowie kamieniarscy z Reichenbach wznieśli całkiem solidną wieżę dzwonną. Prace nad murami mają ruszyć wiosną, jak tylko drogi obeschną. Przy okazji Hermann poprosił, czy nie mogliby pozyskać trochę drewna z ich lasu, które posłużyłoby do prac konstrukcyjnych na budowie świątyni. Ambroż nie wyraził sprzeciwu, choć BOhumil i Dalegor rozważali po cichu jakąś psotę magiczną, którą mogliby sprawić Sasowi.

Poprosił więc Hermann o wsparcie Magów, Dalegora i Bohumila w karczowaniu lasu i oczyszczeniu ziemi pod uprawę. Ambroż nie miał nic przeciwko, Dalegor zaś stanowczo odmówił wykręcając się pilnymi pracami laboratoryjnymi - chciał dać do zrozumienia Ambrożowi, że filtrowanie Vis na potrzeby Zgromadzenia jest dla niego czynnością niechcianą i obowiązek wykonuje z musu. Bohumil zaś spokojnie się zgodził, czym uradował Niemca. Nakazywanie drzewom, by wyrwały swoje korzenie i ułożyły się we wskazanym miejscu - dla Hermanna był to przejaw magii potężnej, ale też dobrej. Diabelskie sztuczki zapewne spaliły by drzewa, a już na pewno nie pomagały wieśniakom.

Przeszli potem do tematu Atylli i jego kuźni. Hermann właściwie sam zaproponował wspólną inwestycję. Dałby ze swojej ziemi wydzielone grunty przy rzece. Ambroż w zamian płaciłby czynsz. Na gruncie sołtysa Zgromadzenie zbudowałoby kuźnię dla Atylli. Ten zaś wykonywałby pracę na rzecz wsi i gości, oczywiście odpłatnie. Przecław, przysłuchując się tej rozmowie, podniósł kwestię zakupu narzędzi i wyposażenia kuźni - rzecz ekspensywną nad wyraz. Hermann zgodził się, by koszt wyposażenia był odliczony od rocznego czynszu gruntów.

Ostatnią sprawą była kwestia Anne, córki Hermanna. Zasadźca nie był zbyt skory, by dziewczyna spędzała dalej czas w Zgromadzeniu. Dał im do zrozumienia, że wydaje mu się niewłaściwym, że córka wolnego osadnika służy za kucharkę między uczonymi, a on przecież wywodzi się ze szlachetnego rodu. Ambroż zawołał Anne i zapytał ją wprost o jej zdanie. Dziewczyna - ku zaskoczeniu ojca - wyraziła wolę pozostania wśród Magów. Princeps, chcąc udobruchać Hermanna zaproponował, by dziewczyna spędziła rok w Zgromadzeniu. Przzecław widział w niej duży potencjał i być może zechciałby uczyć ją umiejętności zarządzania majątkiem i włościami. Zarządca to potwierdził chwaląc umiejętności dziewczyny. Herman oczywiście nie protestował, a gdy Magowie wspomnieli o rozważeniu budowy karczmy w Bielawie, którą mogłaby zarządzać Anne, to nieco się rozchmurzył.

Targowisko w Rychbachu

Przez całe lato Gergely tkał przędzę, którą wiosną przygotowała Ludomira. Wcześniej, z wiosennej strzyży, rodzina Borsuków wyczyściła i wyczesała owczą wełnę, by łatwiej było ją uprząść. Sukna było równe 67 łokci praskich, dość grube, gęsto utkane w naturalnym, szarym odcieniu.

Jaromir wziął Atyllę, Gosławę i Odomira. Na grzbiet czwartego konia położyli belę tkaniny i udali się do Bielawy by pożyczyć wóz od Hermanna. Musieli przejechać przez całą, długą wieś, równolegle do wartkiego strumienia Bielawicy. Potem - wędrując wąską ścieżką wśród zarośniętych puszczą wzgórz - pojechali na północ ku Rychbachowi. Po drodze mieli małą przygodę z Ulrykiem z Rychbachu, lokalnym kupcem, który zmierzając w przeciwnym kierunku gromko domagał się zjechania z drogi. Jaromir go znał, przynajmniej ze słyszenia. Ulryk nie należał do gildii kupieckiej, czym zaskarbił sobie niechęć a nawet wrogość miejscowych kaufmanów. BYł jednak na tyle bogaty, by przebijać ceny narzucone przez cech bez konsekwencji i kpić z ich oburzenia, płacą rzetelne podatki.

Teraz jechał na wielkim wozie, wyładowanym suknem ponad miarę, w asyście kilku uzbrojonych zuchów. Odomir w pierwszej chwili gniewnie zareagował, by to wóz kupca zjechał z drogi, ale Jaromir go uspokoił. Zręcznie zjechał połową wozu w błotnistą ziemię lasu, koła dość płytko ugrzęzły w rozmokłym gruncie. Mieli 4 konie, a wóz nie był obciążony. Niemiecki kupiec usiłował ich ominąć, co udało mu się częściowo. W ostatniej chwili, mocno przechylony wóz Ulryka ugrzązł przednim kołem, zatrzeszczał i złamał ośnicę, a część zwojów kolorowej materii pospadała w leśne błoto. Zostawili za sobą wrzeszczącego i klnącego Ulryka, i ruszyli ku przeprawie na rzece Piławie. Drewniany most był w gestii cechu miejskiego, więc musieli zapłacić 2 denary mostowego i ruszyli w górę, podgrodziem do otoczonego murami miasta.

Targi odbywały się na miejskim rynku, przy cechowych sukiennicach. Wóz z końmi zostawili za murami, przy gospodzie podgrodowej, również ze względu na ceny. Jaromir dał sukno Atylli, a sam zaczął rozmowę z urzędnikiem cechowym. Opłacili 8 denarów za dwie dniówki stallum, dorzucając 2 denary łapówki za dobre miejsce w drewnianym budynku sukiennic. Cechowy Teofil wskazał im pusty kram, gdzie szybko się rozlokowali. Teofili wyjął metalowy wzorzec i przemierzył tkaninę. Jaromir odłożył 3 denary libra draporum dla cechu, uspokojony, że to koniec opłat. Miał nadzieję zarobić na całości blisko 1000 denarów.

Całą sobotę spędzili w sukiennicach, ostro targując się o każdy łokieć sukna. Do końca dnia zeszło im praktycznie 3/4 towaru. Część materiału kupił pobożny mnich od Augustianów, część zaś wziął mistrz sukienniczny z Rychbachu, trochę wybrzydzając na gęstość tkania, ale ostatecznie kupił ponad połowę towaru. Noc spędzili blisko rynku w znakomitej karczmie. Jaromir zwrócił uwagę, że wielu gości jest ostro przeziębionych, kicha, kaszle, lub wręcz leży po kątach ścięta gorączką. Wzbudziło to u niego pewien niepokój.

W niedzielę do południa sprzedali resztę towaru. Po nieszporach poszli do „Rynkowej” uczcić dobrą sprzedaż, lecz na miejscu dowiedzieli się, że w nocy zmarło dwóch pomocników kupca z Wrocławia, złożonych gorączką i włodarz książęcy wspólnie z wójtem zarządzili kwarantannę i wieczorne zamknięcie miejskich bram. Czym prędzej więc opuścili gród, odebrali swój wóz z zajazdu i ruszyli do Zgromadzenia. Jaromir zajechał do Hermanna i zostawił mu wóz wyprzęgając konie, ale nie zajrzał do zasadźcy, cała trójka grogów miała gorączkę i kaszlała. Czym prędzej pokłusowali w góry do domu. Jaromir przekazał Magom wieść o epidemii w Rychbachu. Urządzili więc w komnacie DObromiła małą infirmerię. Położyli Gosławę, Atyllę i Odomira do trzech łóżek i zdrowo napalili w kominku. Jaromir postanowił doglądać chorych przez następnych kilka dni, ale Ambroż zabronił mu łażenia po Zgromadzeniu.

Kolektor z Kementz

Tym razem przeor Mikulasz nie przybył osobiście. Wysłał kilku mnichów by odebrali należną dziesięcinę. Ambroż się martwił, w końcu szkatuła zawierała ponad 3 tysiące denarów i każdy bandyta mógłby się nieźle obłowić na mnichach. Ale zbrojne zasoby Zgromadzenia, leżały złożone grypą, nie mógł więc dać ochrony Augustianom. Jak co roku, opat zapraszał ich na uroczystości Bożego Narodzenia. Nikt nie wspomniał o liście Mikulasza dotyczącym Tomiry.

Listopad 1223

Gosława czuła się coraz lepiej, jednakże Atylla i Odomir nadal cierpieli. Zwłaszcza ten ostatni przez kilka dni był bliski śmierci. Mojmira przygotowywała dla chorych specjalne posiłki, ale zdaniem Ambrożego brakowało im medyka z prawdziwego zdarzenia.

Śnieg spadł w połowie miesiąca. Mimo to jesienna strzyża poszła całkiem dobrze i zebrali 65 funtów wełny. Wiodący z trójki tryków zachorzał na coś nieznanego i wkrótce Kasper musiał dobić biedne zwierzę. Ambroż zabronił jeść jego mięso i zalecił spalić truchło barana w całości. Zlecił Tytusowi, by wydał Borsukom więcej wędzonej dziczyzny, żeby ich nie kusiło. Zalecił też Borysowi, Jaromirowi i Przecławowi, by przygotowali się do wyjazdu do Wrocławia. Zamierzali złożyć zeznania przed komisją biskupa w sprawie męczeństwa Dobromiła za wiarę. Przy okazji zostawili by Przecława w szkole katedralnej, by podciągnął tam swoją łacinę.

Ambroż zabrał z biblioteki pergamin opisujący nowe zaklęcie, jak skupiać zasób Vis w ciele magicznego potwora. Miał zamiar poznać to zaklęcie i na jego bazie stworzyć odmianę obejmującą świat roślinny. W tym czasie Dalegor i Bohumil zajęli się pracą w laboratorium i filtrowaniem Vis.

Odwiedziny w Opactwie

Do Augustianów z Kamieńca wybrali się pod koniec listopada. Zima raz to odpuszczała, raz ścinała mrozem błoto i rozmiękłą ziemię. Ambroż nakazał Przecławowi obudzić grogów przed świtem i po skromnym śniadaniu ruszyć natychmiast do Kamieńca. Konie czekały już osiodłane. Mściwój otworzył skrzypiące wrota i wyprowadził na kamienisty plac przed bramą częstokołu wierzchowca Ambroża, trzymając zwierzę za uzdę. Wiatr odzierał gałęzie buków z resztek liści i szarpał konarami świerków. Ruszyli w dół jaru, kamienistym traktem wzdłuż biegu Białego Potoku, o tej porze roku dość wartko płynącego ku Bielawie swoim wąskim korytem, które wcinało się w podnóże wysokiego i długiego zbocza zarośniętego lasem. Dwa pacierze później wyjechali z długiej doliny na płaską i szeroką przesiekę, na której trudzili się bielawscy Sasi, usiłujący wyrwać puszczy kolejną połać ziemi. Przed pierwszymi budynkami wsi, na rozstaju, Ambroż skręcił na południe, błotnistą dróżką, która prowadziła wschodnim podnóżem Gór Sowich, aż do Ostroszowic. Trzy razy przekraczali podgórskie potoki nim wyszli z lasów na szerokie pagórki biskupiej ziemi w Ostroszowicach. Pola były opustoszałe, widać gospodarze skończyli jesienny zasiew o czasie. Z daleka widzieli dymy unoszące się nad chłopskimi chatami. Ambroż poprowadził szerokim szlakiem ku kasztelanii Gramolin, wzdłuż biegu Jadkowej, niewielkiej rzeczki spływającej z gór. Dotarli w dwa pacierze do osady Grodziszcze, brnąc w rozmokłej ziemi i z trudem przechodząc przez błotniste rozlewisko. Drewniany kasztel gramolińskiej warowni górował nad częstokołem. Nigdy nie gościli w Grodziszczu i nie mieli relacji z dowódcą książęcej warowni, toteż bez postoju ruszyli szlakiem na Stoszowice, by potem dotrzeć do bardziej uczęszczanych traktów. W miejscu gdzie szlak handlowy z Wrocławia do Pragi krzyżował się z drogą wiodącą ze Świdnicy do biskupiej Nysy. I tym traktem poszli by czym prędzej dotrzeć do zbiegu Budzówki i Nysy Kłodzkiej, gdzie na wzgórzu bielało otoczone niskim murem Opactwo.

Opat Wincenty był człowiekiem światowym i rozeznanym w polityce. Rozprawiał i potępiał zwłokę z jaką cesarz Fryderyk zabierał się do kolejnej krucjaty. Zachwalał cuda italskiej ziemi. Generalnie był bardzo rozmownym gospodarzem. Do konkretów przeszli dopiero, gdy Wincenty zaprosił ich do swoich prywatnych komnat.

Dopytywał się Ambroża o Tomirę, chwaląc jej talenty. Zrozumiał, gdy princeps powołując się na pobożność i chęć zaoszczędzenia mnichom pokus - Tomira była nad wyraz urodziwą niewiastą - nie przysłał jej do opactwa. Nie uczynił tego z nieposłuszeństwa, czy też hardości, zaprawdę Alba Amnis wiele zawdziecza Augustianom z Kamieńca, którzy nadali Zgromadzeniu własną ziemię. Uczynił to jedyni z bojaźni bożej i troski o dusze mnichów.

Wincenty to uszanował, ale dociekliwie się interesował losami służki. Z uwagą słuchał relacji Ambroża, o tym, jak odprawił dziewczynę by służyła w Kłodzku, na dworze starosty Sobiesława, gdzie w otoczeniu innych niewiast, ale też pobożnych rycerzy, nie kłuła by tak w oczy swoją urodą.

Opat skierował rozmowę na inne tory, dopytując się o tajemnice, których ujawnienie mogłoby naruszyć Kodeks Hermesa. Ambroż wybrnął z pytań o eliksir długowieczności utożsamiając tę pogłoskę ze sztukami alchemii, które są obce Magom Alba Amnis. WIncenty poprosił ich o zbadanie pewnego incydentu w Strzegomiu, w wyniku którego miejscowy kmieć wypadł z okna karczmy przy placu rynkowym. Zginał, lecz jego członki były dziwacznie wykrzywione i wyłamane - zupełnie nie od upadku z wysokości. A świadkowie opowiadali o śladach krwi na futrynie komnaty, w której wespół z innymi goścmi człek ten przebywał. Wincenty dał i pismo zaświadczające, że troską opata o dusze mieszczan się kierują. Jednakże formalnie nie mógł niczego im zapewnić. Prosił więc o dyskrecję. Ambroż miał podejrzenia działań inferna na terenie miasta, ale postanowił odłożyć ten temat do wiosny, jak tylko lepsza pogoda pozwoli na wyjazd do Strzegomia.

Pożegnali Opata w pokoju i obiecali, jak co roku, odwiedzić Kamieniec na uroczystościach Narodzenia Pańskiego.

1223_jesien.txt · ostatnio zmienione: przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG